sobota, 7 marca 2009

Trup, sofa i wywiad

Jednym z najfajniejszych komiksów, jakie w ostatnim czasie przeczytałem, jest "Trup i sofa" Tony'ego Sandovala. Jako że w większości zgadzam się z opinią Łukasza z Motywu Drogi, nie będę zbyt dużo rozpisywał się nad komiksem, który ma fajną fabułę, jest świetnie narysowany i fajnie operuje klimatem. To taki E.A. Poe w wersji dziecięcej. Po prostu go polecam. Żeby lepiej go polecić, zamiast recenzji - proponuję wywiad z autorem, który ostatnio zdarzyło mi się przeprowadzić dzięki dobrodziejstwom internetu. Sam autor - zeuropeizowany Meksykanin, żyjący obecnie w Barcelonie - okazał się gościem w binarny sposób sympatycznym i kontaktowym, zainteresowanym polskim wydaniem Jego komiksu, jak i dostępnością tej pozycji w sklepach. W efekcie chętnie udzielił mi odpowiedzi na parę pytań.

Jednocześnie odsyłam też na Kolorowe Zeszyty, na które Arcz właśnie wrzucił wywiad z innym meksykańskim artystą - Patricio Betteo. Kumplem, i współpracownikiem Sandovala. A najlepsze jest to, żeśmy się wcale z Arczem wcześniej nie zgadywali.

No to zapraszam do lektury.

JA: Czytając Twój komiks, czułem w nim lekki klimat filmów Tima Burtona, zwłaszcza tych animowanych, "Gnijącej Panny Młodej" czy "Miasteczka Halloween". Lubisz te filmy, a może to zbieg okoliczności?

TS: To totalny zbieg okoliczności, chociaż naprawdę uwielbiam te filmy, ale chyba więcej w moim komiksie inspiracji pracami Edwarda Goreya, to naprawdę kapitalne rzeczy!!!
JA: Jesteś też zafascynowany Beksińskim. Przypuszczalnie nie tylko ja jestem w Polsce zainteresowany jak trafiłeś na naszego rodaka, i co Ci się podoba w jego pracach?
TS: Wypatrzyłem kiedyś album poświęcony jego niesamowitej sztuce w rękach innego meksykańskiego artysty, i po prostu zakochałem się w tych obrazach. Szukałem potem w sieci więcej poświęconych mu informacji i kolejnych prac, w efekcie kupiłem ten sam album w którym się zakochałem. Beksiński nie jest właściwie w Meksyku zbyt popularny.
Atmosfera olbrzymiego, holokaustycznego* świata Beksińskiego po prostu wypełniła moje myśli nowymi pomysłami i dziwnym pociągiem do ponurych opowieści w takim samym stopniu, w jakim uwielbiam podziwiać jego perfekcyjną technikę.
JA: Znasz jakichś innych polskich artystów?
TS: Raczej nie, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
JA: "Trup i sofa" opowiada o wyjątkowych wakacjach. To czysta fantazja, bajka, czy też miałeś kiedyś takie wyjątkowe lato?
TS: To mieszanka jednego i drugiego. Niektóre fragmenty tej opowieści to czysta fikcja, ale część scen to skrawki moich własnych wspomnień.
JA: Jako ulubionych autorów wskazujesz Poego, Lovecrafta, Beksińskiego i Mignolę, słuchasz doom metalu. To raczej ponura mieszanka, nastrajająca raczej do opowieści grozy, pełnych krwi, gore, duchów, demonów i temu podobnych klimatów. Fabuła "Trupa..." kręci się dokoła ponurej zagadki dotyczącej zwłok, ale samą grafikę komiksu określił bym raczej jako uroczą, czy też - proszę wybacz - słodką. Uważasz że taki dobór stylu się sprawdził?
TS: Tak, eksperymentowałem z opowiadaniem ciężkiej opowieści w łagodnym stylu, wydaje mi się że efekt jest dobry, a przynajmniej ja jestem z niego zadowolony.
JA: Nie znam ani francuskiego ani hiszpańskiego, prawdopodobnie jak większość osób która teraz czyta ten wywiad, a nie mogłem znaleźć informacji o innych Twoich komiksach (na przykład o "Nocturno") po angielsku. Jak opisał byś swoje pozostałe komiksy?
TS: Moim największym projektem jest już od dawna "Nocturno", nad którym - szczerze mówiąc - pracuję już od 17 lat. Narysowałem ten komiks już kilka razy, ale nigdy nie byłem zadowolony z tego, jak mi wyszedł. Rysowałem go na nowo, dłubałem w scenariuszu dopóki się nie zmęczyłem, odpuszczałem sobie, wracałem do niego, hehe, aż w roku 2007 zdecydowałem żaby go zakończyć na amen. Wziąłem się do roboty i pracowałem. aż skończyłem. Drugi i ostatni tom tej opowieści właśnie parę dni temu został wydany we Francji.
"Nocturno" to historia z tego samego świata co "Trup...", ale dużo bardziej mroczna, opowieści rozgrywają się w zimnej, deszczowej, zimowej scenerii, jest akcja, heavy metal, jest też miejsce na romans, to oczywiście dość dziwny komiks.
Poza tym napisałem też dla Patricio Betteo, bardzo zdolnego meksykańskiego rysownika, opowieść zatytułowaną "Gris" (tylko klik dzieli Was od wywiadu z Patricio na Kolorowych Zeszytach!). To urocza i ciepła historia, ale ma też w sobie mrok i nieco krwi, ale to jak sądzę dość sympatyczna książka. Pracuję też nad krótką opowieścią dla Bao, części wydawnictwa Editions Paquet, do magazynu Interfaces, w którym publikuje banda zdolnych ludzi z całego świata. Ciągle pisze też swoją nową powieść graficzną rozgrywającą się w tym samym świecie, po którym tak lubię wędrować pisakiem.
JA: Jesteś z Meksyku. Powinno być Ci bliżej do wydawnictw z USA, w których odnalazł się na przykład Humberto Ramos. Dlaczego publikujesz w Europie - czujesz że twoim komiksom bliżej do europejskiej wrażliwości, czy też tak wypadło że żyjesz właśnie w Barcelonie, i tak jest prościej?
TS: Cóż, może jestem dziwnym typem, ale w momencie gdy odkryłem europejski komiks zdecydowałem, że chcę tworzyć właśnie takie rzeczy. Po prostu przyjechałem tu parę razy i zorientowałem się, że chciał bym tu zostać, osiąść na stałe. Wygląda na to, że zwyczajnie ciągnie mnie bardziej do powieści graficznych z europejskim klimatem, czy też w europejskim stylu.
JD: A jak wpłynęło na Twoją twórczość meksykańskie pochodzenie? Dla mnie, typka z Europy Środkowo-Wschodniej, Meksyk to kraj w którym przeplata się tradycja chrześcijańska z kulturą Indian. W jaki sposób to odciska się na Twoich pracach?
TS: Faktycznie, żyjemy we właśnie takim kotle kulturowym, i oczywiście miało to wielki wpływ na moją pracę, zwłaszcza rzeczy które słyszałem jako małe dziecko, legendy, mity, opowieści mojej rodziny, przeważnie ponure i dziwaczne historie. My, Meksykanie, jesteśmy gawędziarzami wiernymi tradycji przekazów ustnych.
JA: Które komiksy uważasz za swoje ulubione?
TS: Rany, jest ich mnóstwo ale mogę od razu wymienić "Slaine'a", "Hellboy'a", "Bone'a", wszystko Dave'a McKeana, "Śmierć", wszystko Dave'a Coopera, "Oriona", "Nausicaä", wszystko Chestera Browna, hej, moment! "Insekt", wszystko Gipiego, "Psychonautów", "Ewangelię Judasza", "Azyl Arkham", "Trazo de Tiza", "Zagubioną duszę". Jestem pewien że zapominam o jakichś ważnych komiksach, ale jest ich zbyt dużo. Jeśli jednak miał bym wybrać jeden, to wybrał bym "Slaine'a - Rogatego Boga" Simona Bisleya. Wywarł na mnie duży wpływ gdy miałem 17 lat. Uzmysłowił mi, że w tworzeniu komiksu chodzi o coś więcej niż o rysowanie superbohaterów, że to głównie swoboda artystycznego przekazu. To właśnie ten komiks otworzył moją głowę, i ciągle bardzo go lubię.
JA: Parę słów dla osób z Polski, którym podobał się Twój komiks?
TS: Mam nadzieję że nie mieliście problemu z dostaniem tego komiksu i że wam się podobał. Mam też nadzieje że więcej moich komiksów zostanie wydanych w Polsce - tworzę je w na tyle szczery sposób, na ile to możliwe. Miłej lektury.

* - przepraszam, tu poległem jako tłumacz, nie znam polskiego odpowiednika przymiotnika od słowa holokaust, a inne słowo nie oddawało by sensu wypowiedzi.

9 komentarzy:

Soll pisze...

Bardzo fajny wywiad, komiks upoluję jakoś na WSK.

pjp pisze...

Fajny wywiad :).

O! I Gipiego lubi. Tak jak myślałem.

Gonzo pisze...

dzięki panom, dzięki :]

właśnie też mi ten Gipi reckę Twoją, Łukaszu, przypomniał.

Anonimowy pisze...

Respekt na dzielni, Gonzo. :) Sandoval daje rade.

pjp pisze...

Ja bym gonz ten wywiad wyekspediował gdzieś. Na gildię na przykład, tak jak wywiady z bloga Pałki się czasem pojawiają.

Gonzo pisze...

no nie mogę właśnie, bo cyrograf mam podpisany. prędzej już na portal mojego korpo, ale to z bloga, więc nie ma sensu.

pjp pisze...

Jaki cyrograf?

pjp pisze...

Aaaaaaaaaaaaaa! Już wiem. Kicha.

Anonimowy pisze...

super!!