Żyjemy w ogólnie śmiesznym kraju. Wystarczy obejrzeć wiadomości (kabaret pozostawię tym, którzy pobierają za tę działalność diety, daruję sobie szczegóły). Polska - kraj wyborowej i kiełbasy, prezydenta-elektryka i wożenia chorób tropikalnych na Ukrainę. Ryneczek komiksowy - wiadomo - w porównaniu do Francji czy USA biednawy. Z rynkiem anime na DVD jest niewiele lepiej, od dawna miłośnicy japońskiej animacji jak chcą zobaczyć coś nowego, dobrego, klasycznego, to są raczej skazani na piraty.No chyba że pójdą do kiosku.
Przedziwna to sprawa. Z dwóch żelaznych klasyków japońskiej animacji ("Akira" i "Ghost in the Shell"), oba miały u nas premierę jako dodatki do magazynów. Owszem, ukazało się normalnie parę dobrych produkcji (pełnometrażowy "Cowboy Bebop", "Księżniczka Mononoke", "Vampire Hunter D: Bloodlust", czy zlepiony z szortów "Animatrix"), ale to nie zmienia faktu. Po klasykę anime - taką nie dla otaku, a dla ludzi - chodzi się u nas do kiosku.No chyba że produkcje Miyazakiego, ale to jest zupełnie inna bajka.
No i śmieszna sprawa (powoli kończę wstęp, wytrwajcie...), ukazała się u nas trzecia pozycja z mojej prywatnej listy mistrzostwa japońskiej animacji. "Ninja Scroll". Bez magazynu. Ale też w kiosku. Za 20 dzika. W sumie lepiej tak, niż w ogóle, albo za bandyckie pieniądze (vide Anime Video - 50 dzika za 4 odcinki serialu).
Okazuje się że nie da się u nas wydawać anime normalnie, ale można nienormalnie. W formie dodatku do "Kino Domowe - magazyn DVD" wyszły u nas pozycje wspomniane na początku, ale też pare innych fajnych rzeczy, jak "Blood: the Last Vampire" czy "Perfect Blue". Dobre, nie tylko dla fanów gatunku. Wyszedł też serial "G.I.T.S - Stand Alone Complex" - nawet dwie serie. Wydawnictwo IDG dało sobie trochę luzu, i kontratakuje z całą serią anime, z jakąś broszurą zamiast magazynu, za 20 dzika, opychanych po kioskach. No i przyznam że jest grubo. Tak grubo, że decyduję się na prenumeratę. Polecam niemal wszystko z listy, onanistycznie poklepię sobie o prawie każdym dziele co wychodzi w ramach 'kolekcji'. Lecę chronologicznie według dat premier, pierwsza pozycja to październik.
Ninja Scroll - wspomniane mistrzostwo. Świetna animacja, dynamiczna acz nagięta fabuła, 'growy klimat' (samotny, małomówny heros, ścierający się z armią ninja i kolejnymi dopakowanymi bossami). I świetna animacja. Wyszła potem do tego nędzna seria i nieautoryzowana kontynuacja, lipne jedno i drugie, Scroll się przez ten czas prawie nie zestarzał. Heh, nawet w "Osiedlu swoboda" nawiązanko było ("się oglądało Ninja Scrolla, to się umie..."). Moja polecać.
Millenium Actress - komedia romantyczna, cośtam, brzmi odpychająco, ale film wyreżyserował Satoshi Kon. Mam do typa zaufanie. "Ojcowie Chrzestni z Tokio" było przewybornym obyczajem komediowym o życiowych rozbitkach, "Perfect Blue" było nastrojowym, pokręconym thrillerkiem, a "Paprika" ponoć też daje radę. Jak mi ją w końcu po pół roku Sztybor przyniesie kiedyś, to może sobie nawet własne zdanie na temat ostatniej pozycji wyrobię. Tak czy siak - "Aktorkę Tysiąclecia" łykam w ciemno.
Ghost in the Shell 2: Innocence - jedynka to kamień milowy w japońskiej animacji. Rewelacyjna strona wizualna, zwięzła fabuła, psychologiczna głębia rozwarzań o granicy człowieczeństwa. W 2-ce Oshii poszedł dalej, poza komiks, tworząc jeszcze piękniej zrealizowany egzystencjalny bełkot. Widziałem chyba dwa razy, nie do końca wiem o co biega, filozofia i religie wschodu, jakies zapętlone same w sobie twisty, dziwactwa. Ale wygląda toto cudownie. Biorę.
Sky Blue - produkcja koreańska, kiedyś widziałem, nic nie pamiętam, poza tym że animacja (wtedy) kopała zad. Chętnie to na dużym telewizorze albo rzutniku w porządnej jakości obejrzę.Grobowiec Świetlików - wysoko oceniany dramat wojenny. Nie znany mi klasyk, na którego ostrzę sobie zęby od dawna. No to będę miał (za swoje).
Spriggan - a to ci heca, zaskoczyli mnie. Śmieszny filmik. Taki arcade'owy, jeśli można powiedzieć. Fabularnie jest to jakiś dziwny mix "Akiry", "Poszukiwaczy Zaginionej Arki", i motywów z Jamesa Bonda. Agenci, akcja, pojedynki z bossami. nieco Metal Gear Solid w tym wymiarze zawiewa.
Vampire Hunter D - klasyk z lat 80-tych, pierwsza część cyklu (może kiedyś dorobią 3-kę?), oparte bodajże na powieści. Znowu dziwny mixik - gothic horror w postapokaliptyczno-westernowej scenerii. Main hero to coś w stylu Bjelda - smutny półwampir z mieczem, polujący na krwiopijców. Ze względu na wiek animacja nie zachwyca, ale za to klimat i pomysły... Bąbeczka.Space Firebird 2772 - jedyna jak dla mnie wtopa w zestawie, ale może mnie zaskoczą. Oceniane na IMDB średnie, niby fabuła ma coś wspólnego z Tezuką Osamu, nieświeże - z 1980 roku. Niby bym nie kupił, ale resztę bym wziął, a prenumerata kosztuje 20 dzika taniej niż komplet z kiosku. I do domu dowiozą. Więc biorę.
Przetrawcie zakup przynajmniej paru powyższych pozycji. Z paru powodów. Bo lepiej oryginalnym być. Bo jakość lepsza niż divixa. Bo dobrze wydane są od tych państwa nawet filmy - japońskie i angielskie audio (dla japonofobów), dwie wersie subów. Bo to kapitalne tytuły. No i bo jak nikt nie bedzie kupował, to się ten zasrany ryneczek anime DVD - który organicza się do działów filmowych w kioskach - nigdy nie rozwinie. Jak pisałem - biorę wszystko, warto.




















