czwartek, 9 lutego 2012

Kulturalny styczeń

Drugi rok z rzędu Kultura Gniewu zaczyna rok mocnym otwarciem. Pinokia z perspektywy oceniam jako najlepszy komiks roku 2011. Nie wiem jak wylądują w zestawieniach polskie pozycje ze styczniowego pakietu, ale na pewno warto się z nimi zapoznać.

Będzie bez grafik i linków znowu - sory - bo ponownie mi blogspot bruździ i wywalił raz ładnie przysposobiony post psu w dupę. Foch. Obraza. Zaczynam rozkminiać przejście na inny silnik blogowy.

Bez końca – ciąg nowelek, lekko przypominających mi swoją poetyką Exit, a trochę twory Anderssona, tylko takie bardziej uczesane, mniej schizowe, i jak dla mnie nieco pozbawione jakiejś pointy. Lubię dziwaczność, ale czegoś mi tu brakowało, bo najlepiej czytało mi się chyba w tym tomiku przedmowę Szpaka. Lektura komiksu – przyjemna, ale dużo większe wrażenie robiły na mnie zdolności narracyjne niż fabuła. Kapitalny rysunek nie gubiący anatomicznych proporcji, obłęd kreskowania. Raziły mnie lekko outlajny, grubsze niż reszta kresek, momentami miałem wrażenie że za bardzo. Trochę ronkowe to takie. No dobra, czepiam się. To są fajne historyjki, acz bani mi nie zryły. Warto.

Yorgi #1: Hipnagogiczny stan Yorgiego Adamsa – no i jakby ktoś nie doczytał z tyłu okładki że będzie dickowo, to mówi mu to już forma podtytułu. Przyszłość, różne planety, korporacje handlujące prochami i organami do transplantacji, afera na galaktyczną skalę. Nie da się jeszcze ocenić w którą to stronę do końca pójdzie (gnostycyzm? rozważania egzysetncjalne? rozpierducha, i tyle?), ale pierwsza część nakreśliła świat i stylistykę. Trochę więc w tym Dicka (planety, prochy, bohater będący odrzutem społeczeństwa), nieco Herberta (planety o różnych zastosowaniach), trochę Bilala, Yorgi zresztą kojarzy mi się nieco z Nikopolem, troszeczkę Jodorovskiego. Całość jest ostro oldskulowa, łącznie z terminami i skrótami nazw które nic nie mówią, ale fajnie brzmią. Można to potraktować jak wadę, dla mnie taka aura akurat jest kusząca. Dodatkowo kreska, której nie ma sensu opisywać, skoro można zlukać w sieci plansze. O ile kolejne tomy nie kładą fabuły na łopatki, to zapowiada się instant klasyk, przynajmniej dla mnie.

Bezdomne Wampiry – Baranowski to Baranowski, a Szlurpa i Burpa nigdy za dużo. Nie ubawiłem się aż tak dobrze jak przy O zmroku, ale warto komiks mieć, i dla autora w jego mroczniejszym nieco niż zwykle wydaniu, i dla gościnnych rysunków z końca. Nie ukazało się to wcześniej w zebranej formie, a zawartość stanowią i komiksy z połowy lat 80-tych, i nowsze rzeczy sprzed 3-ch lat, więc warto uzupełnić kolekcję. Osobiście cenię pana Tadeusza ponad Christę, Papcia czy Wróblewskiego, więc zignorować nie mogłem. Co ciekawe – po rozpoczęciu lektury poleciałem do biblioteczki po albumik Przepraszam remanent, wydany w 1990 roku przez sopockie wydawnictwo Bea. Jak głosi kopyrajt z okładki – nie wiem czy z tego roku pochodzą prace, ale w tym roku zostały zastrzeżone ich prawa autorskie, więc raczej nie były publikowane wcześniej. Otóż spora część tego albumu, czyli jakieś 30 stron, to autorska przeróbka komiksów właśnie z roku 1985-tego. Pokrywają się one z większą częścią (czyli z 18 stronami, bo niestety nie jest to najobfitszy zbiorek) Bezdomnych Wampirów. Nieco zmieniono fabułę Głodnemu krew na myśli, w Remanencie zatytułowanego Bezdomni, reszta fabuł się w sumie pokrywa, kadrowanie się pokrywa, zawartość kadrów i dialogi też się pokrywają. Zmieinona jest tylko kompozycja kadrów na planszy oraz ich wielkość. Zwykle 7-mio kadrowa plansza starczyła Baranowskiemu przy przerabianiu na dwie nowe, albo przynajmniej na półtorej. Rysunek w wydaniu sopockim, poza tym że zawartość kadrów jest, co oczywiste, większa, to jest jakby bardziej pośpieszny, a kolory mniej nasycone, do którego wrażenia też pewnie przyczynia się papier wydania, ustępujący o parę klas temu od KG. Pytanie – czy tak można, czy tak wypada? Chyba tak, w końcu prawa pozostają po stronie autora, i Baranowski mógł i może przerabiać sam siebie do woli, i tak długo jak nie stanowi to trzonu jego twórczości, to pewnie nikt nie będzie z tego powodu załamywać rąk. Dla mnie to raczej była fajna ciekawostka czytać Bezdomne wampiry, czyli wydanie pierwotne, a jednocześnie kartkować wydane wcześniej wydanie nowsze (lol), będące nie tyle wydaniem rozszerzonym, co rozciągniętym, z Nerwosolkiem i Entomologią w rolach Thorgala i Arici. Dziwne trochę że nie padło na ten temat ani słowo we wstępie, w końcu kto jak kto, ale Adam Rusek pewnie zna to sopockie wydanie, panowie z wydawnictwa przypuszczam że też. Tak czy siak, fajnie że wampirze komiksy z lat 80-tych, uzupełnione o nowsze historyjki, w końcu się ukazały w porządnym wydaniu. Szkoda tylko że tak mało komiksu w komiksie. Mam niedosyt. Ale zakup i tak uważam za obowiązkowy.

Czyli generalnie dobry początek roku na mocną piątkę, i Gonzo poleca. Cały komplet.

Brak komentarzy: