Zanim jednak zacznę się rozpływać nad zaletami nowej produkcji z Gackiem, może (pathetic mode ON) podsumuję, skąd to zaskoczenie? Dlaczego pozytywne oceny gry z superhirosem są czymś rzadkim? Pudzian czy Najman? I kto pisze teksty Stachursky'emu? Na zadane pytania postaram się odpowiedzieć w wybranej przez siebie kolejności, oszczędzając Wam jednak niektórych rewelacji (pathetic mode OFF).
Gry z trykociarzami, niestety, zwykle są zwyczajnym krapem. To tak jak z ekranizac... ugrowieniami filmów. Bierzemy znany tytuł, ogólnie rozpoznawalnego bohatera, dorabiamy do tego uproszczoną fabułę która ma coś tam wspólnego z pierwowzorem, niech to jakoś wygląda, i wiadomo że ciemny lud to łyknie. Jest nieco wyjątków: starusieńki "Punisher" (z NESa? sNESa? automaty???), automatowy "Alien vs Predator" (jak i późniejsze, całkiem udane, permutacje pomysłu), czy jeden ze starszych "Batmanów", którym zagrywałem się jeszcze na Amidze. Zwykle jednak wszystko sprowadzało się do tego, że jak nawet wizualnie gra była jako-taka, to sama tak zwana 'grywalność' była położona. A to sterowanie do dupy, a to nudne i nie wciągające, a to monotonne scenografie i powtarzający się niemal identyczni wrogowie. Ale skoro jest hype na znaną markę, bo film właśnie trafił do kin, to dlaczego nie nachapać się i przy okazji gry? Tak było niedawno z Iron Manem, tak było z Hellboyem. Mogło tak być, podobnie jak wiele razy wcześniej, i z Batmanem, bo to przecież megapopularny heros, samo jego logo wystarczy, by żeby popchnąć sprzedaż największego nawet krapu. Na szczęście, okazało się że grową adaptacją zajęli się tym razem kolesie, którzy wiedzieli z jakim potencjałem mają do czynienia, i co można z nim zrobić.
Najłatwiej było spieprzyć Batmana, robiąc z niego kolejną adaptację filmu, który właśnie szaleje na listach kinowej oglądalności. "Batman Begins" nawet miał swoją adaptację, która przeszła bez większego echa. "Batman: Arkham Asylum" został wydany zupełnie poza hypem, gdy podjarka niedzielnych fanów tej postaci jest wystudzona do temperatury prawie że zera absolutnego. Bo i ci niedzielni fani nie są do nakręcenia sprzedaży tej gry wcale potrzebni. Ani trochę. "Batman: Azyl Arkham" to gra dobra jako gra, nie jako gra z trykociarzem. Co już napisałem ze trzy razy po drodze. To teraz - może tak dla odmiany - w końcu napiszę dlaczego.
Jako komiksiarz, będę pisał oczywiście z takowej perspektywy, a nie tylko gracza.
Po pierwsze - fabuła i osadzenie jej w świecie. A więc miejsce. Azyl to legendarne już miejsce, znane z prozy Lovecrafta, spopularyzowane również dzięki serii o Batmanie. W końcu możemy wejść do tego zamkniętego ośrodka. To między innymi stara rezydencja, kompleks intensywnej terapii, ogród botaniczny, cmentarz - to nie tylko korytarze psychiatryka, tu nie jest nudno ani monotonnie. Gra oczywiście nawiązuje już samym tytułem do kultowego (według niektórych, acz wizualnie kopiącego zad raczej według wszystkich) "Azylu Arkham" Morrisona i McKeana. W komiksie Batman zostaje ściągnięty do psychiatryka przez bunt więźniów, w środku czeka go anarchia i wiwisekcja jego pokręconej psychy. Takie jakby rozwinięcie "Zabójczego żartu" (że Batman to psychopata, ale działający po Jasnej Stronie Mocy), ociekające od grubych (i grubo też ciosanych momentami) nawiązań do kabały, Junga czy Freuda. W grze jest podobnie. Grubszy przekręt, który przygotował Joker, ma na celu oczywiście sponiewieranie Nietoperza, przy okazji mieszając mu trochę pod deklem, w czym uczynnie pomaga Scarecrow. Są też inne nawiązania do komiksu - chociażby do postaci Amadeusza Arkhama. Konserwatyści jednak mogą sie co najmniej skrzywić. Dzieło McKeana i Morrisona to nie pierwowzór, a jedynie zbiór luźnych inspiracji, z którymi autorzy obeszli się po swojemu. I dobrze, mnie akurat wierne adaptacje nudzą. A to w ogóle nie jest adaptacja.
Po drugie - zbiór inspiracji jest dość szeroki. To nie tylko Azyl, to także wspomniany "Zabójczy żart" (z którym kojarzyło mi się już samo intro z pędzącym Batmobilem), to dziesiątki innych komiksów, z których wygrzebano pojawiające się postaci. Są Joker i Scarecrow, jest obowiązkowy Gordon, są Killer Croc i paru innych świrów. Niestety - mało z nich pojawia się osobiście, większość to statyści czy aktorzy drugoplanowi, a zwykle widzimy tylko celę czy jakiś przedmiot nawiązujący do jakiejś postaci (tego akurat jest sporo). Co ciekawe - autorzy nie ograniczyli się tylko do komiksów. Są nawiązania do filmów (kształt Batmobilu) jak i kreskówek (mocno wyeksponowana Harley Quinn). Szczególnie wyczuwalne jest nawiązanie do Burtona w pewnym momencie fabuły, gdy krajobraz wypełniają rozrośnięte korzenie, acz to raczej klimat jego animowanych filmów, czy też "Sleepy Hollow", a nie Batmanów".
Po trzecie - oprawa. Gra wygląda kapitalnie, może nie powala, ale też nie ma się do czego doczepić. Zarówno budynki, wnętrza, dziedzińce, jak i postacie są świetnie zrobione, wymodelowane i obłożone zacnymi teksturami. Panorama Gotham, jaką można zobaczyć z poziomu wierzy zegarowej w Arkham, może też nie powala, ale wygląda solidnie (razem z górującym nad wszystkim snopem światła z Bat-sygnału). Minus - znowu kwestia wrogów, większość jest klonowana, a postaci komiksowe pojawiają się jako przeciwnicy dość rzadko. Nie zawodzi to jednak za bardzo, a na pewno wynagradzają to klimaty serwowane momentami przed doktora Jonathana Crane'a. Drugą, nie wiem czy nie ważniejszą sprawą, jest kwestia udźwiękowienia. Twórcy stanęli na wysokości zadnia, ściągając paru aktorów z planu kreskówki, w tym oczywiście Marka Hamilla do roli Jokera. Siekierka. Kapitalną robotę odwalił też jeden z aktorów, podkładający głos pod Arkhama. Brzmi niczym Gandalf Szary. Czy inny McKellen. Fachowa robota.
Po czwarte - rzecz chyba najważniejsza, czyli grywalność. Nawet najlepsza grafika i zbiór nawiązań nie robił by wrażenia, gdyby nie dało się w toto grać. Ostatnia growa adaptacja komiksu (czy przygód takowej postaci) która zrobiła mi dobrze, to Punisher sprzed paru lat, w którym chodziło tylko i wyłącznie o sianie porzogi. I łączenie killi w combosy. Była to prosta gra, ale radosna. Batman jest bardziej skomplikowany, ale nic nie schrzaniono. Autorzy postawili na bogactwo możliwości Najlepszego Detektywa Ever. Podstawą jest łażenie i stukanie przeciwników, są combosy, zwody z wykorzystaniem peleryny, ładowanie combo licznika i lecenie ze special moves. Są też sekwencje skradane, przemykanie w cieniu, ciche ogłuszanie oponentów, czajenie się na gargulcach, zeskakiwanie na plecy wartowników i temu podobne akrobacje. W końcu - jest też korzystanie z gadżetów, czy to chodzi o różne dziwaczne odbiamy Battarangów, czy korzystanie z linki z hakiem, czy też szybowanie na rozczapierzonej pelerynie. Wszystko to ma swój sens i wspólnie tworzy spójną całość. Kolejne odblokowywane gadżety i skille dodają nowe techniki, użyteczne w nowych okolicznościach. Nowe gadżety to też coraz lepsze możliwości eksploracji terenu, zaglądanie do dziur wcześniej niedostępnych.
A jest po co szperać, bo gra to także ponad 200 bonusów, pokitranych na całym obrzarze przez Enigmę. Wyzwania enigmy to czasem tylko poukrywane znaki zapytania, czasem zagadka do rozwiązania, a czasem wkomponowany w architekturę pytajnik, który razem z kropką tworzy całość tylko z określonego punktu widzenia. Pierwszy raz szukanie mnie wciągnęło, i pierwszy chyba raz zrobiłem 100% bez pomocy ściąg. Fakt że z pomocą map, które też są skitranymi sikretami, i które i tak wszystkiego nie mówią. Dopingiem też są same 'unlockables', które mogą być taśmami z terapii któregoś z licznych pacjentów Azylu, modelami 3D postaci do obejrzenia z której strony się chce w trakcie przerwy w grze, fragmentem monologu Arkhama - ducha rezydencji, czy też wyzwaniem, przedłużającym zabawę grą po skończeniu linii fabularnej i załatwieniu Enigmy na 100%.
Wspomniane gadżety mają jeszcze jedną śmieszną funkcję, upodobniającą grę do starych Metroidów, czy też do nowego, świetnego zresztą "Shadow Complex". Tak naprawdę teren gry nie jest duży. To trzy małe mapki, na których znajdują się po ok. 3 lokacje do spenetrowania. To niedużo do łażenia. Jednak fabuła miota Batmanem cały czas pomiędzy właśnie tymi lokacjami, ograniczając jednak jego wycieczkę do miejsc, na zwiedzenie których pozwalają mu dostępne w tym momencie wynalazki. Wszystko to sprawia że ograniczenia miejsca praktycznie nie czułem, a korzystanie z kolejnych gadżetów, zmieniających zarówno interakcje z otoczeniem, jak i z przeciwnikami, dawało mi kupę frajdy.
Cóż mogę dodać? Gra się naprawdę gładko i zabawnie, gra jest pełna akcji, ale i ma fabułę, w dodatku ładnie wygląda i nie chrupie (przynajmniej na X360). Efektem ubocznym gry może być co najwyżej pragnienie przypomnienia sobie komiksowego AA. Wróciłem do tego komiksu i... No cóż, spodobał mi się dużo bardziej niż pierwotnie, bo fabuła wydawała się dużo mniej bełkotliwa. Może dlatego że wiedziałem czego oczekiwać, może po prostu gra zmieniła moją perspektywę, nakręcając mnie na przypomnienie sobie innych aspektów wariatkowa położonego pod Gotham. No ale to moja indywidualna reakcja i refleksja, po prostu nie miałem dość. Bo "Batman: Arkham Asylum" to naprawdę kapitalna gra. Chyba najlepsza, w jaką grałem w tym roku.
A jest po co szperać, bo gra to także ponad 200 bonusów, pokitranych na całym obrzarze przez Enigmę. Wyzwania enigmy to czasem tylko poukrywane znaki zapytania, czasem zagadka do rozwiązania, a czasem wkomponowany w architekturę pytajnik, który razem z kropką tworzy całość tylko z określonego punktu widzenia. Pierwszy raz szukanie mnie wciągnęło, i pierwszy chyba raz zrobiłem 100% bez pomocy ściąg. Fakt że z pomocą map, które też są skitranymi sikretami, i które i tak wszystkiego nie mówią. Dopingiem też są same 'unlockables', które mogą być taśmami z terapii któregoś z licznych pacjentów Azylu, modelami 3D postaci do obejrzenia z której strony się chce w trakcie przerwy w grze, fragmentem monologu Arkhama - ducha rezydencji, czy też wyzwaniem, przedłużającym zabawę grą po skończeniu linii fabularnej i załatwieniu Enigmy na 100%.
Wspomniane gadżety mają jeszcze jedną śmieszną funkcję, upodobniającą grę do starych Metroidów, czy też do nowego, świetnego zresztą "Shadow Complex". Tak naprawdę teren gry nie jest duży. To trzy małe mapki, na których znajdują się po ok. 3 lokacje do spenetrowania. To niedużo do łażenia. Jednak fabuła miota Batmanem cały czas pomiędzy właśnie tymi lokacjami, ograniczając jednak jego wycieczkę do miejsc, na zwiedzenie których pozwalają mu dostępne w tym momencie wynalazki. Wszystko to sprawia że ograniczenia miejsca praktycznie nie czułem, a korzystanie z kolejnych gadżetów, zmieniających zarówno interakcje z otoczeniem, jak i z przeciwnikami, dawało mi kupę frajdy.
Cóż mogę dodać? Gra się naprawdę gładko i zabawnie, gra jest pełna akcji, ale i ma fabułę, w dodatku ładnie wygląda i nie chrupie (przynajmniej na X360). Efektem ubocznym gry może być co najwyżej pragnienie przypomnienia sobie komiksowego AA. Wróciłem do tego komiksu i... No cóż, spodobał mi się dużo bardziej niż pierwotnie, bo fabuła wydawała się dużo mniej bełkotliwa. Może dlatego że wiedziałem czego oczekiwać, może po prostu gra zmieniła moją perspektywę, nakręcając mnie na przypomnienie sobie innych aspektów wariatkowa położonego pod Gotham. No ale to moja indywidualna reakcja i refleksja, po prostu nie miałem dość. Bo "Batman: Arkham Asylum" to naprawdę kapitalna gra. Chyba najlepsza, w jaką grałem w tym roku.
6 komentarzy:
Mam bardzo podobne odczucia. Takie same wręcz.
Grałeś może w Wolverine'a Genezę? Mimo, że film się nie udał ponoć gra wyszła świetnie.
co do wolverina z oboma sprawami IMO przesadzasz. na filmie się dobrze bawiłem (no co, miała głębia psychologiczna być???), przy grze też, chociaż nie jest świetna (film mi bardziej podszedł).
let's face it gonzo wolverine geneza film to amatorszczyzna i dziecinada juz lepsze były xmeny. A Arkham asylum świetna gra nie ma co.
oj tam oj tam. akcja jest, przebierańcy w kostiumach też, tylko krwi mi zabrakło. acz fakt że niedoróbki były, i przegięć trochę też (deadpool - WTF???). sie ubawiłem, co ja na to poradzę :D
Goddamnit, zdajesz sobie sprawę że przez Ciebie będę musiał to kupić?
na zdrowie, nie pożałujesz :]
Prześlij komentarz