wtorek, 25 grudnia 2012

#1 film na święta

Postaram się być syntetyczny. Powaga. Wiem że nie umiem, ale postaram się.

Nie przepadam za kinem świątecznym, bo landryna, bo kicz tandeta słodkość OMG pożygam się.

Każda zasada ma wyjątek. W 9 przypadkach na 10 wyjątkiem jest Japonia, albo lata 80-te.

Kocham lata 80-te. Za filmy, zwłaszcza komedie (nie za muzykę, wy pojebańcy, którym przyszło to do głowy, no przynajmniej nie za całą).

Więc do tematu.

Scrooged. Perła lat 80-tych, w dziwny i totalnie niezasłużony sposób niedoceniona. Czego nie rozumiem. Widziałem ten film lata temu i mnie bawił (bo a to ktoś dostał w ryj, a to ktoś sie wywalił). Powtórzyłem po jakiś 15 latach. Ubawił mnie jeszcze bardziej. Dużo bardziej.

Dlaczego?

Postaram się w punktach.

1. Bo to nowoczesna trawestacja Opowieści Wigilijnej Dickensa. Wybitna jak na mój gust. Zamiast być brytyjskim liczykrupą, główny bohater jest szefem amerykańskiego kanału telewizyjnego, medialnym bonzem, i skurwielem jakich mało. Odniesienia do pierwowzoru sprawdzają się idealnie, jednocześnie idealnie grając ze współczesną (jak na tamte lata, ale w pewnych kwestiach bez zmian) wymową.

2. Bo to genialna satyra na media, świat mediów, produkcję mediów, percepcję mediów, oraz ogólne obniżanie poziomu rzeczonych tak, by zadowolić tak zwanego Masowego Odbiorcę. Jako pracownik tak zwanego Radia w wielu momentach dziko, acz jadowicie rżałem. Chociaż film powstał pod koniec lat 80-tych, to genialnie przewidział co za parę lat zacznie wyrabiać Oliver Stone.

Linken gemachen:


3. Bo w roli głównej, nowoczesnego Scrooge'a, wystąpił Bill Murray. Czy tu potrzeba więcej argumentów? Gość jest prze-mistrzem sam w sobie, a w roli skurwiela wzniósł się na poziom ULTIMATE.

4. Bo film zrobił Richard Donner. Typ jest fachurą. Ma na koncie 4 części Zabójczej broni, 2 Supermana (te najlepsze), Mavericka czy the Goonies. Zwłaszcza ostatni trop jest najważniejszy. Scrooged to komedia w duchu, który umarł po latach 80-tych, a który Gooniesi mieli. Uwielbiasz Powrót do przyszłości, Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki, czy Pogromców duchów, a nie widziałeś/aś jeszcze tego filmu? Poważnie??? Ogarnij się i obejrzyj!!!

5. Bo muzykę zrobił Danny Elfman, i czuć to od pierwszych minut (z wrzuconym linkiem z tubki włącznie), co daje całości iście burtonowski sznyt. Sirius biznes.

6. Co chyba to najważniejsze, bo to właśnie stanowi o poziomie dzieła - Scrooged to Opowieść Wigilijna na poziomie meta. Główny bohater to telewizyjny producent, pokraczna karykatura samego siebie sprzed lat, cyniczny skurwiel tej klasy, że nie może nie śmieszyć. To jego nawiedzają duchy Przeszłości, Teraźniejszości i Przyszłości. Jednocześnie ten sam gość produkuje telewizyjną adaptację Dickensa. Podróżując w czasie wstrzeliwuje się we własną epokę włażąc w kadr adaptacji Opowieści Wigilijnej, którą sam produkuje, w momentach adekwatnych do tych faz podróży, w jakich sam się znajduje. Bywa, że przemieszczając się w inny czas, jest świadkiem innych adaptacji klasycznej powieści. Nie zmienia to jednak faktu że to Opowieść Wigilijna w Opowieści Wigilijnej - jego własna historia jest opowiedziana zgodnie z drogowskazami, które zostawił Dickens.

Majestertsztyk.

Film jest przezajebisty. Świetnie zagrany, wyreżyserowany, i oparty na kapitalnej klasyce, potraktowanej zarówno z szacunkiem, jak i z współczesnym spojrzeniem, bez kompleksów wobec Miszcza. Świetna mieszanka, i nic nie zostało tu zmarnowane. Oglądałem ten film z megaprzyjemnością, znajdując w nim, w tej niby banalnej rozrywce, poziomy, których jako pętak nie widziałem. To nowoczesna adaptacja Opowieści, z Opowieścią w środku. To satyra na media i ich producentów. W końcu - co wydaje mi się górować nad całością - to autopsja Kryzysu Wieku Średniego. Opowieść o typie, co to niby miał cały Świat u swych stóp, ale zmuszony do autorefleksji orientuje się że w dupie był, gówno widział, i w sumie niczego nie dokonał, przynajmniej dla siebie i innych.

Koronkowa robota.

Choć to komercyjne, rzemieślnicze kino rozrywkowe.

Z lat 80-tych.

I tak już w trakcie oglądania z Panią Żoną stwierdziliśmy że OMG, dlaczego dziś się takich rzeczy nie robi? Dlaczego ewenementem jest opowieść o spóźnionej ucieczce od infantylizmu, który symbolizuje ożywiony pluszowy miś? Dlaczego ikoniczną komedią minionej dekady jest krotochwila o gościu, co to wyruchał szarlotkę? Co się kurwa stało?

Smutna refleksja, w uproszczeniu - media się zmieniły, cisną na mielonkę dla masy.

Ale my też się zmieniliśmy.

Ci co myślą kciukiem, przeklikują na Polsat, i zapodają znowu Kevina. Ci co czegoś szukają, ściągają  Bad Santa, Star Wars Holiday Special (YUCK!), albo właśnie Scrooged.

I to chyba jest ta różnica.

2 komentarze:

Balet Gdańsk pisze...

Czekam na następny wpis.

Komediant pisze...

Zgadzam się z Gdańskim Baletem ;)