Po pierwsze - zapomniałem o jednej (a w sumie dwóch) pozycjach z z Łodzi.
Woroszyłowgrad - album który Marcin Surma zilustrował (serdeczne dzięki jeszcze raz!!!), a do którego Artur Wabik zrobił na podstawie książki Żadana scenariusz. Absolutnie nie ogarniam fabuły, bo nie ogarniam też języka ukraińskiego, dyplom białorutenisty tu nic nie zmienia niestety. Próbowałem cisnąć cyrylicę, ale i tak rozumiałem piąte przez dziesiąte, więc odpuściłem. Mimo wszystko niesamowicie dobrze mi zrobiły rzeczy Marcina. Masakruje mnie że koleżka w zbliżonym do mnie wieku ma styl i klasę godną starego wyjadacza z 30-letnim stażem. A przynajmniej ja tak widzę jego rysunki. Jeśli to wyjdzie kiedyś po polsku, to polecam, bo warto sobie popatrzeć.
Człowiek Parówka: Gorące głowy - czyli chwilę pewną przekładany zeszyt Marka Lachowicza. Ubawił mnie. Doceniam jak zawsze precyzyjną, ale zawsze celną kreskę, poczucie humoru, odwołania takie i owakie, oraz zabawy formalne, których w tym zeszyciku jest więcej chyba niż we wszystkich poprzednich komiksach Marka łącznie. Oczywiście kolor kolegi Kuczmy utrzymuje poziom całości. W efekcie autor i wydawca twierdzą zgodnie że to najlepszy Parówka w serii, a mnie, jako że nie pamiętam aż tak dobrze wrażeń z poprzednich (poza tym że po prostu mi się podobały, ale nie łapały za to czy tamto), pozostaje się tylko zgodzić. Kupcie. Nie ściągajcie z Chomika.
W.E.S.T. #2 - hm... Świetnie rysowane, jest intryga, jest spiseg, tajne stowarzyszenia, klimat umierającego dzikiego zachodu, wszystko to co uwielbiam. Tylko że po pierwszym tomie, który pełni rolę prologu o zajebiście porwanej narracji, przychodzi drugi, który miał mnie już na dobre porwać, a raczej mnie dobił. Wyszedł chyba mój pierdolec, zwracanie uwagi na drugorzędne detale tworzące fabułę, które potrafią mi zepsuć całość (nie wiem czy całość jest AŻ TAK DOBRA, ale nie ważne). Na przykład - w pierwszym tomie ktoś biega z samopowtarzalnym Coltem, co mi nie grało, bo to 10 lat przed pojawieniem się Colta 1911, a tu o! Poszperałem, wyszło że to Colt 1900 był pewnie. Ok. Ma sens. Ale dalej mi nie grało że Tajne Bractwo posługuje się symbolem Thelemy, czyli systemu filozoficznego (powiedzmy) wykreowanego przez Aleistera Crowleya dopiero w 1914 roku około. No dobra, on ten symbol przyjął tylko, a nie wymyślił, może związku nie ma. A tu przychodzi tom 2, i rozpieprza moją wiarę w to, że ktoś wtrąca wątki historyczne po to, by trzymać się faktografii, w drobny mak. UWAGA SPOILER - nie tylko pojawia się Wickedest Man On Earth, co potwierdza teorię odnośnie fabuły, którą z powodów historycznych odrzuciłem, ale też dzieją się inne rzeczy, które miejsca mieć nie mogły. Jak ktoś nie zwraca uwagi na takie rzeczy, albo nie ma tej minimalnej wiedzy o Crowleyu, to może się nie obrazi. Nie wiem jak komiks ma sie do historii ówczesnych stanów. Obawiam się że podobnie. Szkoda, oczekiwałem po tej serii więcej.
Chce ktoś kupić W.E.S.T. 1-2 w bardzo dobrym stanie???
Long John Silver #3 - zero pudła. Seria perfekcyjnie narysowana i pokolorowana, fajna narracja, no i ten piracki klimat! Jedyne co mogę zarzucić to rytm akcji. Pierwszy tom można podsumować 'wypływają', drugi to 'płyną', trzeci to oczywiście 'dopłynęli'. Czwarty to będzie pewnie epicki finał po prostu. No dobra, to czekam, żabojady dostaną swoje wydanie już w marcu, liczę na to że Taurusy nie każą nam zbyt długo czekać.
Amerykański Wampir #2 - eeeee... Pierwszy tom był dla mnie petardą. Koncepcja amerykańskiego wampira jako krwiożerczego skurwysyna, przebijającego cynizmem i drapieżnością swoich europejskich przodków, jako parabola amerykańskiej państwowości i tejże państwowości historii, były zajebiste. Dziki zachód, potem Hollywood. OK. #2 to Las Vegas, historia jakoś zwalnia, motają się równoległe wątki, w dekiel nie wali, ale coś czuję że #3 mi wynagrodzi to zwolnienie, bo pod koniec robi się gęsto. Oby się nie okazało że seria dostała Eisnera na wyrost.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz