Zacznę od foteczki, której nie mogę sobie odmówić, prosto ze zbiorów Gniazda Światów (Godai, nie łam się, to nie Twoja wina że ta antologia ma tak fatalną okładkę).
Bułeczki Macieja made by Żona Macieja. Jedno zdjęcie, tysiąc słów.
Do rzeczy.
Dystrykt 9 - mam wrażenie że Blomkamp, zanim zrobił szorta, o który oparł swój pełnometrażowy debiut, oglądał 13 Dzielnicę Bessona (po angielsku - District 13...). Obejrzał sobie to luźne SF o dzielnicy imigrantów, po czym powiedział sobie 'Aliens... Illegal aliens... LOLZOR!!!1!1!111', czy jakoś tak. No i wyszedł z tego pomysł na film o inności i wyobcowania, problemu imigrantów (z obu stron patrząc), wątpliwym humanizmie mieszkańców Planety Ziemia, czy naszej gotowości na poznanie przedstawicieli obcej cywilizacji. Film w dodatku luźny i lekki, dynamiczny i efekciarski, acz nie głupi.
Otóż pewnego razu nad Johanesburgiem zawisł statek kosmiczny Obcych, nikt nie wiedział dlaczego (Targi Nieśmiertelnych...?). Okazał się pełen zagłodzonych alienów, którym - tak jak każdym przybyszom - zapewniono pomoc, jak zawsze - prowizoryczną. Przypominających koniki polne przybyszów spędziło się do getta, pozostawiając ich w sumie samym sobie na 20 lat. Populacja znacznie wzrosła, ludzie (poza lokalnymi bandytami) raczej się w okolicę dystryktu 9 nie zapuszczają, a biali osadnicy boją się kosmitów, bo ich nie rozumieją, czują się przez nich zagrożeni, czują do nich wyższość lub odrazę. Blomkamp nawiązał w swoim dziele do faktycznych wydarzeń z Afryki, gdzie to Biali przesiedlali Murzynów, traktując ich w podobnie zwierzęcy (sami jak zwierzęta, i traktując autochtonów jak zwierzęta) sposób. Main hero Wikus Van De Merwe - śliska i pierdołowata biurowa menda - ma dowodzić eksmisją kosmitów z getta które zamieszkują. Eksmisja 'mająca zapewnić im lepsze warunki życiowe' to oczywiście pretekst żeby ich gdzieś dalej i ciaśniej upchnąć. Kosmici są nerwowi, a towarzyszący Wickusowi i jego kolegom w białych kołnierzykach wojskowi czekają tylko na okazję żeby sobie postrzelać (jak w Krwawej Niedzieli). Oczywiście sytuacja wymyka się w pewnym momencie spod kontroli, następuje zakażenie dziwnym czymś, co powoduje mutacje (Mucha...), nad zakażonym kontrolę przejmuje korporacja (Aaaalieeeens...), a ten ucieka, by być zmuszonym dowodzić swojej niewinności (Ścigany).
Wielkim atutem filmu jest dynamika i brak monotonii. Reżyser często wprowadza zwroty akcji, które zupełnie zmieniają konwencję filmu. Zmienny też jest sposób podania historii. Zanim akcja się rozkręci, częstowani jesteśmy reportażem z telewizyjnych wiadomości, z dziennikarzami, telewizyjną oprawą, wypowiedziami świadków, najbliższych itd. Potem, gdy reporterzy 'gubią' bohatera (lub też, traktując reportaż jako robiony post factum, gry oglądamy go jak jest poza zasięgiem kamer), wstawki ustają, by wrócić na koniec. Akcja jest dynamiczna i pomysłowa, efekty są świetne, a historia pozostawia z pewną refleksją o naszym (Polaków, Europejczyków, Ziemian) otwarciu na przyjezdnych, którzy z jakiegoś powodu nie mogą wrócić do siebie. Dydaktyzmu raczej nie ma, ważniejsza jest dynamika, efekty i akcja, zwłaszcza finałowa sekwencja, gdy w obroty idą pancerz wspomagany (bojowa wersja wózka widłowego z Aliens) i działko antygrawitacyjne z Half-Life 2. Blomkamp, jeśli ktoś nie wie, miał kręcić ekranizację Halo, z której na szczęście nic nie wyszło, i Jackson zaproponował mu 30 milionów $ za skręcenie tego, co chce. I dobrze, bo Halo to biedna seria, a Dystrykt 9 to kawał dobrej i inteligentnej rozrywki. Gracze znajdą w niej jednak nieco growy feeling, a może i coś więcej (w scenie ze świnią byłem pewien, że słyszałem w tle odgłos znany jako 'achievement unlocked').
Oddzielną sprawą są bohaterowie, rzadko dwuznaczni, najczęściej negatywni, poza drobnymi wyjątkami. Wickus, jak wspomniałem, to biurowa menda, jest wojskowy madafaka, bezduszny korporacyjny bydlak, czy czarni gangsterzy. Tak naprawdę jedynymi ludzkimi postaciami wydają się zaszczuci obcy, którym wydaje się kibicować reżyser. Tym bardziej głupie wydają mi się internetowe oskarżenia, że Dystrykt 9 jest rasistowski. Że zdziczali po 20 latach kosmici są przedstawieni jako prymitywna rasa, to dowód na rasizm autora? Przy tak prezentujących się przy nich ludziach??? Czy może fakt że w filmie Murzyni to gangsterzy, a Biali to zwierzęta w garniturach, ma świadczyć o faworyzowaniu rasowym? Do cholery, przecież to jest właśnie film o segregacji na tle rasowej... Czekam na homoseksualną interpretację tego dzieła...
Film nie jest oczywiście pozbawiony wad. Postaram się niespoilować. Dlaczego na przykład uciskani obcy nie zrobią pożytku ze swojej wypasionej broni? Jak jednemu kosmicie do spóły z drugim udało się zrobić w tajemnicy to, co zrobił. Dlaczego obcy nie bronią nienarodzonego potomstwa O_o? Pomijam kwestię szybkości mutacji DNA, bo to nie jest raczej kino naukowe, tylko rozrywkowe, ale dziur scenariuszowych nieco jest. Kij z tym. Bardziej odczuwalne jest spowolnienie akcji w połowie filmu (sekwencja ucieczkowa), a nostalgiczne rozmowy przez telefon (i ta gadka z finału) to mdławe landrynki. Co nie zmienia faktu że od filmu o kosmitach-imigrantach nie oczekuję ani realizmu, ani głębi psychologicznej, ani pełnej spójności, gdy chcę oglądać wybuchy i gigantyczne UFO na niebie. Tak samo landrynki łyka się bez bólu, zapijając je obfitością pozostałej zawartości dzieła.
Na koniec krótko - szczerze polecam, i czekam już na Dystrykt 10 (w inny tytuł kontynuacji nie wierzę). Głosy malkontentów nie mają znaczenia, są w mniejszości. Nawet mojej koleżance z pracy się podobało, a ostatnie SF jakie widziała to było Ja, Robot. Ba, nawet Mossakowski się podniecił dając 5/6, co niektórzy znajomi skomentowali gdzieś tam znalezieniem sobie w końcu przezeń dziewczyny. Ja osobiście skłaniam się raczej do stwierdzenia że odrobił pracę domową, poczytał na Wiki, na IMDB, i w końcu omawiając kino rozrywkowe w końcu wiedział o czym pisze. Film rozrywkowy w Co jest grane oceniony na 5 gwiazdek... No przyznajcie sami, w tym naprawdę coś musi być.
Pod skryptem: nie, nie przepisałem tego Dystryktu 10 od Mossakowskiego, to po prostu oczywiste, zwłaszcza że już reżyser kłapie dziobem o kontynuacji, a furtkę pozostawiono otwartą... Swoją pogranicze kina akcji i kina SF? Cholera... To prawie jak pogranicze literatury SF i literatury popularnej. Gaddemyt. A może się czepiam...?
11 komentarzy:
"Dlaczego na przykład uciskani obcy nie zrobią pożytku ze swojej wypasionej broni?"
Mi to się widzi na dwa sposoby, otóż po pierwsze: w którymś momencie filmu była mowa o tym, że kosmici, którzy zamieszkiwali Dystrykt, byli w przeważającej większości prymitywnym motłochem, niezdolnym do jakiegokolwiek zorganizowania się. Coś jak pszczoły robotnice bez królowej. Czy tam mrówki, łatewa.
No i jest też druga opcja: nawet, jeśli Krewetki potrafiłyby się zorganizować i ogarnąć jakieś powstanie, to jakie miałyby szanse? Ich jest tylko 1,5 miliona, a przeciwko sobie miałyby prawdopodobnie większą część ludzkości z torpedami wymierzonymi w stolicę RPA. W takiej sytuacji lepiej nic nie kombinować, nie wychylać się i grzecznie siedzieć.
Z tego samego powodu zresztą kosmici nie próbowali nawet bronić swojego potomstwa.
druga sprawa jest dyskusyjna, obcy byli ze swoją bronią bardzo do przodu, jeden mech rozwalił oddział korporacyjnych spec opsów. broń antygrawitacyjna, plazma srazma, rozsmarowali by ludzi po murach johanesburga i proklamowali własną republikę, to mocarstwa powiedziały by na to 'OK, a ile chcecie za plany techniczne manipulatora grawitacji???'
druga - no to takie gdybanie. Ogólnie te dywagacje to takie gdybanie, którego być nie powinno, bo to powinno z filmu samo wyniknąć.
ale to nie film o tego typu dywagacjach, tylko o miażdżeniu lodówkami :]
"Dlaczego na przykład uciskani obcy nie zrobią pożytku ze swojej wypasionej broni?"
A dlaczego zakładasz, że w ogóle pojmujemy ich sposób myślenia?:>
Gdzieś w sieci natknąłem się na bardzo ładną interpretację, że krewetki to w istocie ofiary wirusa, który zamienił ich w półgłupie ofiary, podobnie jak Wikusa. Christopher Jackson to być może dowódca wyprawy, który chcąc uniknąć degeneracji, ewakuował się w module dowodzenia (co mu na wygląd jednak wiele nie pomogło, ale przynajmniej zachował inteligencję). Wszystko fajnie, tylko to wciąż nie wyjaśnia, czemu krewetki pozwalały się wykorzystywać, skoro przecież z broni korzystać mogły.
nie no, jakaś kiepska teoria. jesli to choroba, to czemu się nie zaraził później? mi wydaje się raczej, ze Johnson jest jedyną Krewetką, która w ogóle miała jakieś IQ- w pewnym momencie wyraża jakby pogardę dla pozostałych- trudno powiedzieć kim oni są, żołnierzami, robotnikami, czy czymś w tym rodzaju, ale raczej od urodzenia są tacy.
a reszta dziur logicznych to już chyba taka satyra na wszelkiego rodzaju Narody Zjednoczone i inne międzynarodowe ciała, które niby maja dobre chęci ale nie za bardzo wiadomo jaki maja w tym interes, wydaja miliardy na pomoc międzynarodową, ale oczywiście zakulisowo kombinują i spiskują i niczego nie mogą zrobić prosto- no bo przecież nie mogą- co jest oczywiste i wielokrotnie wykorzystane w filmach, ale tu akurat zrobione całkiem sprawnie, (a na pewno nie tak naiwnie jak w filmie "Liberty stands still", którym nas Publiczna uraczyła parę dni temu, czy innym "Wrogu publicznym" albo "Teorii spisku") i bez popadania w nadmierna paranoję (nie wiem czy już słyszeliscie o oskarżeniu austriackiej dziennikarki przeciw WHO, które ponoć prowadzi na wielką skalę zarażanie ludności świata wirusem świńskiej grypy, aby przejąć nad nim kontrolę, a za wszystkim stoi świeżo upieczony noblista), bo podobne do kombinacji MNU historie są znane.
w każdym razie film pozostawia spore pole do interpretacji- zwłaszcza jak na w sumie prosty jak konstrukcja cepa akcyjniak- i pewnie niejedna dyskusja w internecie skończy się flejmem, do zastosowania prawa Goodwina włącznie.
jedyna wtopa moim zdaniem, to dlaczego do cholery puszka tego czegos zamienia kolesia w krewetkę? przeciez to paliwo (nie żaden wirus...a btw, to Wiskus przechodząc zmiany wydawał się zyskiwac na inteligencji. ale szczerze mówiąc trudno by mu było tracić)...no ale chuj, nie znam sie na technologiach obcych.
a poza tym to zajebiscie to wszystko nakręcone.
tak w kwestii formalnej:
-kosmici zostali wywiezieni ze swojego statku, wiec graniczy z cudem, ze dysponowali jakakolwiek bronia (a jak przemycili mecha to juz kompletnie nie mam pojecia).
-jezeli byla to klasyczna ekspedycja, to raczej nie bylo wsrod nich zbyt wielu zawodowych zolnierzy, a trudno wymagac od mechanikow, kucharzy czy naukowcow zeby lapali za te kilka sztuk broni i wypowiadali wojne calej planecie, szczegolnie, ze posiadali jedynie bron reczna, bez wsparcia lotniczego, a przedewszystkim bez mozliwosci odwrotu (do wiszacego nad glowami statku sami raczej dostac sie nie mogli).
-zeby ich zalatwic wystarczylaby jedna mala atomowka i chyba zdawali sobie z tego sprawe.
itd. itp.
A sam film, mimo pewnych "brakow logiki" zacny.
napisałbym, ze masz rację, ale to zaraz zostanie zinterpretowane jako wewnątrzśrodowiskowe smyranie które zabija komiks polski.
Dla mnie największą dziurą jest to, że poskąpili kasy na wizualizację samego Dystryktu. Jest mowa, że mieszka tam 1,8 obcych, więc wszystko powinno wyglądać jak ogromny ul, rojący się od krewetek. A tutaj na większości kadrów są pojedyncze budki i po 5-6 robali. Gdyby w całym Dystrykcie miałaby być taka gęstość zaludnienia, to byłby chyba wielkości samego Johanesburga.
A mnie troche zastanawia sam statek obych. Przez ponad 20 lat ludzie nie rozebrali go na czynniki pierwsze?? Przeciez to nie w broni ale w tym wiszacym miescie krylo sie to co najciekawsze:) I cos mi sie nie chce wierzyc, ze udaloby sie miedzynarodowo ustali, iz statek nie bedzie ruszany bo niedaj boze spadnie;) A gdyby jednak byl badany to ciekawe ilu ludzi nim odlecial do planety z 7 ksiezycami:]
mike
pewnie prawnicy nie pozwolili:]
Prześlij komentarz