Bo mnie tak. Jeśli oglądaliście Euro tylko dla naszych (a tu już pozamiatane), to pozostaje Wam tylko zapodanie jakiegoś dobrego piłkarskiego filmu. Jak oglądacie mistrzostwa dalej, to tym bardziej - film podkręci klimat. Lecimy z moim ulubionym TOP3
Mecz ostatniej szansy (2001) - Vinnie Jones, jak wiadomo, ma parszywą gębę, zanim trafił do Hollywood kopał piłę, zaliczył też wtopę z filmem dokumentalnym, w którym z rozbrajającą szczerością opowiada o technikach faulowania w ligowym futbolu. Mniej wiadomo że jest też fanem death metalu. Kandydat idealny do zagrania piłkarza, który się stacza i trafia do pierdla. Tam go za celebryckość strażnicy nie klepią po ramieniu, raczej mocniej leją. Ale jest szansa się odegrać - mecz pomiędzy strażnikami, a więźniami. Typ zbiera więc ze skazanych popaprańców (popisowa rala Steathama, trzymanego tu w izolatce) niezbyt lotną, ale zaciętą drużynę. Pokazuje jak faulować tak, żeby bolało, a nie było widać, i zaczyna się grupowy wpierdol w imię racji moralnych. Jest kapitalnie, jest brytyjsko i z humorem. Fani starych filmów Ritchiego nie powinni tego przegapić, jak przegapili - to czas nadrobić.
Football Factory (2004) - nie wiem czy jest lepszy sposób na opisanie tego filmu, niż stwierdzenie że to takie trochę Trainspotting, ale o brytyjskich kibolach, nie o szkockich ćpunach. Znaczy chłopcy też ćpają, wiadomo, ale raczej rekreacyjnie, a nie traktując tego jako sposób na życie. Tommy jest wyluzowanym 30-latkiem, dla którego liczy się głównie zabalować, zapić, zaruchać, ale to tylko wtedy, gdy Chelsea nie gra meczu. Wtedy najważniejsze jest po prostu wpierdolenie kibicom innej drużyny. Film intensywny, agresywny i o agresji, dynamicznie skręcony i zmontowany, okraszony dobrymi dialogami i sporą dawką ponurego poczucia humoru. Świetna oprawa muzyczna. Trochę takie Fear and Loathin in Las Vegas, ale nie w poszukiwaniu Amerykańskiego Snu, a celu życia chuligana. BTW Hooligans z Frodo to marna podróbka tego filmu, który wszak kopie dupę. Jakieś wątpliwości? To dodam że całość wyprodukowali spece z Rockstara (w tle nawet przewija się GTA, do którego odtwórca roli Tommyego użyczył zresztą głosu).
Druga połowa (2005) - jedna z niewielu komedii romantycznych co mi podeszły. Pomimo fatalnego plakatu. Zapamiętały kibic UK zabiera swoją podróż na podróż poślubną do Portugalii. Luba jest ucieszona, ale nie wie że mąż wybrał ten kraj ze względu na piłkarskie mistrzostwa, i komplet biletów na mecze Anglii, które trzyma zakitrane. Zaczyna się zabawa w kiwanego pomiędzy rozdartym wewnętrznie samcem, a nieświadomą niczego samicą. Są też dwaj brytyjscy komentatorzy, którzy podążają za nimi, i w sportowym stylu nawijają o zagrywkach obu stron. Jest też pociągnięty w duchu Elvisa z Prawdziwego Romansu Pan Trener (znowu Vinnie), który w momentach desperacji sugeruje kolesiowi co ma zrobić. Nie jest to może wyjątkowy film, ale to ten typ romansidła by ubawiła się nie tylko babeczka ale i facet, skończyło się pozytywnie, a Portugalię pokazano tak pięknie, że aż chce się ją odwiedzić.
Wyszło na to że polecam trzy produkcje z jednej dekady, które mają co najmniej jedną cechę wspólną. To produkcje brytyjskie. Wszystkie trzy filmy oczywiście łączy piłka, ale także Danny Dyer. w Meczu gra kibica-pierdołę, fana Vinniego, który koniecznie chce zagrać. W FF Dyer gra Tommyego - to prawie ta sama postać, ale zahartowana po nieudanej resocjalizacji. W Drugiej połowie - no cóż, kibic zawsze pozostanie kibicem, i nawet ślub nic dla gościa nie zmienia. Wychodzi z tego raczej nie do końca zamierzony, ale jednak tryptyk. Każdy film ma inny styl i klimat, ale na swój sposób są fajne, a pora roku (dekady or what?) chyba na takie filmy jest obecnie idealna.
Mecz ostatniej szansy (2001) - Vinnie Jones, jak wiadomo, ma parszywą gębę, zanim trafił do Hollywood kopał piłę, zaliczył też wtopę z filmem dokumentalnym, w którym z rozbrajającą szczerością opowiada o technikach faulowania w ligowym futbolu. Mniej wiadomo że jest też fanem death metalu. Kandydat idealny do zagrania piłkarza, który się stacza i trafia do pierdla. Tam go za celebryckość strażnicy nie klepią po ramieniu, raczej mocniej leją. Ale jest szansa się odegrać - mecz pomiędzy strażnikami, a więźniami. Typ zbiera więc ze skazanych popaprańców (popisowa rala Steathama, trzymanego tu w izolatce) niezbyt lotną, ale zaciętą drużynę. Pokazuje jak faulować tak, żeby bolało, a nie było widać, i zaczyna się grupowy wpierdol w imię racji moralnych. Jest kapitalnie, jest brytyjsko i z humorem. Fani starych filmów Ritchiego nie powinni tego przegapić, jak przegapili - to czas nadrobić.
Football Factory (2004) - nie wiem czy jest lepszy sposób na opisanie tego filmu, niż stwierdzenie że to takie trochę Trainspotting, ale o brytyjskich kibolach, nie o szkockich ćpunach. Znaczy chłopcy też ćpają, wiadomo, ale raczej rekreacyjnie, a nie traktując tego jako sposób na życie. Tommy jest wyluzowanym 30-latkiem, dla którego liczy się głównie zabalować, zapić, zaruchać, ale to tylko wtedy, gdy Chelsea nie gra meczu. Wtedy najważniejsze jest po prostu wpierdolenie kibicom innej drużyny. Film intensywny, agresywny i o agresji, dynamicznie skręcony i zmontowany, okraszony dobrymi dialogami i sporą dawką ponurego poczucia humoru. Świetna oprawa muzyczna. Trochę takie Fear and Loathin in Las Vegas, ale nie w poszukiwaniu Amerykańskiego Snu, a celu życia chuligana. BTW Hooligans z Frodo to marna podróbka tego filmu, który wszak kopie dupę. Jakieś wątpliwości? To dodam że całość wyprodukowali spece z Rockstara (w tle nawet przewija się GTA, do którego odtwórca roli Tommyego użyczył zresztą głosu).
Druga połowa (2005) - jedna z niewielu komedii romantycznych co mi podeszły. Pomimo fatalnego plakatu. Zapamiętały kibic UK zabiera swoją podróż na podróż poślubną do Portugalii. Luba jest ucieszona, ale nie wie że mąż wybrał ten kraj ze względu na piłkarskie mistrzostwa, i komplet biletów na mecze Anglii, które trzyma zakitrane. Zaczyna się zabawa w kiwanego pomiędzy rozdartym wewnętrznie samcem, a nieświadomą niczego samicą. Są też dwaj brytyjscy komentatorzy, którzy podążają za nimi, i w sportowym stylu nawijają o zagrywkach obu stron. Jest też pociągnięty w duchu Elvisa z Prawdziwego Romansu Pan Trener (znowu Vinnie), który w momentach desperacji sugeruje kolesiowi co ma zrobić. Nie jest to może wyjątkowy film, ale to ten typ romansidła by ubawiła się nie tylko babeczka ale i facet, skończyło się pozytywnie, a Portugalię pokazano tak pięknie, że aż chce się ją odwiedzić.
Wyszło na to że polecam trzy produkcje z jednej dekady, które mają co najmniej jedną cechę wspólną. To produkcje brytyjskie. Wszystkie trzy filmy oczywiście łączy piłka, ale także Danny Dyer. w Meczu gra kibica-pierdołę, fana Vinniego, który koniecznie chce zagrać. W FF Dyer gra Tommyego - to prawie ta sama postać, ale zahartowana po nieudanej resocjalizacji. W Drugiej połowie - no cóż, kibic zawsze pozostanie kibicem, i nawet ślub nic dla gościa nie zmienia. Wychodzi z tego raczej nie do końca zamierzony, ale jednak tryptyk. Każdy film ma inny styl i klimat, ale na swój sposób są fajne, a pora roku (dekady or what?) chyba na takie filmy jest obecnie idealna.
4 komentarze:
Właśnie wciągnąłem Mecz ostatniej szansy. Kocham Ritchiego, zarówno starego (Przekręt!) jak i nowego (pierwszy Holmes!), i to też mi się podobało. Niezły klimat, świetny Statham, dobry humor i teksty (zwłaszcza komentarze podczas meczu). Podobało się, mimo że za piłką kopaną nie przepadam.
Pozdro!
to Football Factory obejrzyj, jeśli jeszcze nie znasz. film o kibicach, w którym ani na chwilę nie widać piłki :D
GNZ
Brzmi nieźle. Sprawdzę.
w sumie skłamałem ze sklerozy. jest piłka raz, na meczu dzieciaków ze szkoły. ale i tak kończy się bójką tatusiów.
GNZ
Prześlij komentarz