Zdanie puenty na dobry początek, bo nie mogę się powstrzymać: "Maksym Osa" to świetny komiks, i MUSICIE go przeczytać. Kropka.
No to teraz od początku. Z timofowymi wydawnictwami miewam różnie, ale zdarzają się mu perełki, co trzeba przyznać, w dodatku atakujące mnie zupełnie znienacka. Tak jest właśnie z dziełem Igora Baranko, z którego dziełami nie dane mi było wcześniej obcować. Cieszę się, że nadrobiłem te pożałowania godne zaległości, i domagam się więcej.
Tytułowy Osa to ukraiński kozak. Lubi wypić, dać w mordę, chętnie sięga po szablę - choć nie brak mu rozumu - tylko że on w gorącej wodzie kompany. Właśnie wrócił z rozbojów (taki lokalny zwyczaj) w rodzinne strony. W domostwie ukochanej powitały go nie otwarte ramiona lubej, a strzelba jej nowego męża, w dodatku narzeczona go nie poznała, twierdząc że zginął. Bo i mogiła jest, z nagrobkiem, na którym widnieje jego nazwisko. O co więc chodzi, może walcząc z Turkami poległ, ale tego nie wie? I co do tego mają zaginiony skarb i historia o wilkołaku?
Baranko wstrzelił mnie od razu w klimat Dzikich Pól. Wąsaci kozaccy awanturnicy, polska szlachta, prawosławni duchowni pierdzący ogólnie w stronę katolików, zabobon, tajemnice... Tworzenie klimatu ułatwił Igorowi imponujący skill rysowniczy. Scenografia i kostiumy wyglądają jak na A.D. 1631 przystało, fizjonomie odpowiednio różnią się od siebie, mimika wyraźna, zrozumiała i nie przesadzona, a kreskowano-kropkowane detale przywodziły mi na myśl zabiegi stosowane przez Moebiusa, zanim odjechał w stronę minimalizmu. Może przesadzam z tym porównaniem. Może nie. Baranko i tak wytrzaskał mnie swoimi planszami po pysku. Głównym daniem jest tu historia, ale na bank wrócę do Maksyma, żeby napaść oczy rysunkami. Zacne są, to chyba właściwe określenie.
Szczególnie ubawiła mnie jednak fabuła, i zabiegi zastosowane w jej stopniowym ujawnianiu, zwroty akcji, poszlaki, mieszanie wątków. "Maksym Osa" jest bowiem pierwszorzędnym czarnym kryminałem w stylu Hammetta. Main hero to tradycyjny noirowy detektyw. Wzgardzany przez większość wyżej sytuowanych, wplątany w większa sprawę ubogi cwaniak, ale jednak strzegący prawdy (którą gdy chce, to i tak nagina do swoich potrzeb) i sprawiedliwości. Zamiast popijać skocza i palić szlugi, kopci fajkę i uchlewa się bimbrem. Nie ma rewolweru ani colta 1911, ma szablę i samopały. Jest skarb, tajemnica, wszyscy są podejrzani, prawie każdy ma coś na sumieniu, jest femme fatale, jest w końcu głupek, może i nie kurduplawy, ale szpetny niczym Peter Lorre.
Komiks jeszcze raz szczerze polecam. Na pewno we wrażeniu, które na mnie zrobił, miało swój udział moje zamiłowanie do noirów, skręt w stronę ludowych podań i metafizyki po chłopsku, czy świetna jakość wydania, na którą ten komiks sobie bez wątpienia zasłużył. Kupcie. Przeczytajcie. Jak dla mnie to jeden z komiksów roku.
GONZO POLECA. Bez kitu!
I poproszę więcej Baranki. "Eksterminatora 17" miał kiedyś Egmont wydać. Taaa...
1 komentarz:
Także apeluję o Eksterminatora 17, ale tego pierwszego w wyk. Bilala.
Baranko później.
Prześlij komentarz