Dziś będzie dużo, ale krótko. Po kolei.
Film
9 - przerost designu nad fabułą? Wiem że to takie fantasowe, ale i tak naciągnięte i umiarkowanie logiczne. Steampunkowy Wall-E? Coś jakby. Niby grafika kapitalna, ale się zawiodłem, jak się zorientowałem jak ubogie to jest od strony 3D, bo większość załatwiają HI-resowe tekstury. Jednak - do oglądnięcia, choć Burton tego za dobrze nie upilnował.
Komiks
RG #1 Rijad nad Sekwaną - łyknąłem ze względu na Peetersa (w kolorze!), a ujęło mnie bezpretensjonalną opowieścią Dragona, gliniarza z doświadczeniami, który pokazuje jak naprawdę wygląda praca francuskich tajniaków i policji. Efekt odmienny od tego, który lansuje francuska kultura popularna (gliniarze to bydlaki, albo pierdoły, które bez swojego kierowcy taksówki nawet by sznurówek nie zawiązały). Nie przepadam za klimatami specsłużb i gliniarzy w komiksie (poza Loosersami chyba), ale tu mnie kupiono, czekam na kontynuację.
Baśnie #5 Cztery pory roku - typowy tom przejściowy, lepiący wątki pomiędzy ważnymi wydarzeniami. Atak drewnianych żołnierzyków za nami, prawdopodobny kontratak pewnie będzie miał miejsce w #6, więc Willingham motywy obyczajowe zamyka (wybory na burmistrza, poród Śnieżki, takie tam). Mniej intensywny tom od tych z kluczowymi wydarzeniami, ale z perspektywy fana serii stwierdzam że nieodzowny. Tak że fani go zaakceptują, a niefanów i tak odsyłam do tomu pierwszego. Fajnym kwiatkiem jest kronika II wojny światowej z udziałem Bigbyego. Koleś jest fejblowym Wolverinem i basta.
Torpedo #1 - zestaw mało skomplikowanych gangsterskich szortów o jeszcze mniej skomplikowanym bandziorno. Nowy Jork, lata 30-te, makaroniarski cyngiel, damulki warte grzechu (lub nie), porachunki mafijne, zlecenia, europejska kreska. Albo się w taki klimat wsiąka, albo nie. Z takiego klimatu wyrosło Sin City. Ja chcę więcej.
Henri Desire Landru - historia francuskiego seryjnego mordercy, działającego w okresie IWŚ. Elegancka kreska, Paryż z początku ubiegłego wieku, jedna z największych zagadek kryminalnych Francji minionego wieku. From Hell to to nie jest, ale konsumuje się ze smakiem. A że serial killaz niezmiennie nas fascynują, to na pewno album znajdzie fascynatów.
Opowieści z Hrabstwa Essex - ani liczne nagrody, które album zdobył, ani tłumaczenie Sztyba, ani liternictwo Olgi, ani format, dzięki któremu tom ma zapewniony totalny spust fanów komiksu na pewnym forum i miejsce w zestawieniach na komiks roku, nie przekonały mnie do tego dzieła. To miła, i rozciągnięta w akcji na niemal wiek, opowieść o zagubieniu i osamotnieniu pośród ludzi, tylko że ja nie jestem targetem. O emocjach wolę czytać w powieściach czy opowiadaniach, niż widzieć je na planszach komiksu. Jakoś tak mam. Komiks odchylający się od głównego nurtu głównego nurtu celujący w ten klimat rzadko trafia do mnie. Doceniam. Ale się nie jaram. Dlaczego nikt nikogo nie wybuchł? Dlaczego nie było laserów z dupy???
Importy
Promethea #2 - Moore, tak jak każdy geniusz, jest też wariatem. Drugi tom rozwija fabułę zarysowaną w tomie pierwszym zacnie, autor nie zapomina by swoje new age'owe rozważania złagodzić czasem co lepszym żartem, J.H. Williams szaleje formalnie, okładki olśniewają, ale i tak kopara do ziemi opada dopiero przy ostatnim zeszycie tomu. Moore przedstawia istotę magii na przykładzie kart tarota, o których wierszem mówią węże z kaduceusza, którego trzyma Promethea. Jedna strona zeszytu to opowieść o jednej z kart tarota i wykład o związanym z nią etapie powstania wszechświata i rozwoju ludzkości. W dodatku we wszystko motyw węża wplątany jest jako mutujące się DNA. Tak, Moore to wariat, a ja czekam już na kolejne 3 tomy.
Ziny
Karton #1 - premiera sezonu, cartoonowy magazin Jaszcza, Asu i Sztybora. Wyszło nieco z tego takie Jeju bis, i wychodzi na to że ilu zinów mieć w Polsce nie będziemy, to i tak za wszystkimi będą stały te same osoby. Pierwszy zeszyt nieco zawodzi, ale to chyba dlatego że część serii kartonowych zalicza dopiero swój start. Z dalszymi komentarzami wstrzymuję się do 2ki. Marek Lachowicz i KRL dają radę i tak, więc kupować, 5 zeta to żaden piniądz. A, i album zawiera jedną z najlepszych reklam sponsora ever.
Kolektyw #5 - temat przewodni Gra, kozakiem #1 antologii jest ponownie dla mnie Daniel Chmielewski, dający upust fascynacji Darrowem. Szkoda że akcji i dynamiki za grosz, ale zamiast zaskoczyć mnie 13-zgłoskowcem, Daniel położył mnie na łopatki rysunkami machin, których się z jego strony nie spodziewałem. Chyba że źle zrozumiałem coś, bo tam nazwisko Szymkiewicz gdzieś się przewija, ale tegoż kolegę raczej o rastry podejżewam.
Tak czy siak i Karton i Kolektyw w Łodzi kupić wypada.
Over.
3 komentarze:
Już jest następne hasło do Kolektywu, więc specjalnie dla Ciebie, Przemku, właduję tam tyle akcji, ile szort może pomieścić.
A w Essex County są lasery z dupy. A właściwie z UFO, ale UFO jest wymysłem, więc jest z dupy, więc są lasery z dupy.
A, i w komiksie z Kolektywu to Bartek nałożył szarości, a ja zrobiłem resztę. Ale traktuję ten komiks jako nasz, a nie mój, bo on tymi szarościami rozwalił. Gdyby była super-poligrafia i wszystko było lepiej widoczne, to wtedy ten komiks by naprawdę robił wrażenie.
Tak.
Nie znam.
Tak.
Tak.
Nie znam.
Nie znam.
Nie znam.
Tak.
Tak. Daniel kozak, a i owszem.
No to się zgadzamy. ;)
Prześlij komentarz