Jakiś miesiąc temu dyskutowaliśmy z Olą o braku indywidualności w światowym kinie. Aktorów. Osób charyzmatycznych, charakterystycznych. Takich z charakterem. Kolesie tacy jak Bogart czy Sinatra odeszli już jakiś czas temu. Eastwood czy Gregory Peck w sumie wyszli już z obiegu. Typy pokroju Bruce'a Willisa czy - z młodszych - Vina Diesla to owszem, fajni nawet kolesie, ale brak im tej przesyconej whisky i cygarami szorstkości starego Hollywood. Ale przynajmniej nie są Pattisonem. I biorąc pod uwagę że to gwiazdor "Zmierzchu" jest obecnie idolem, na poprawę sytuacji nie liczę.
Problem polega na tym, że w dobie potępienia dyktatury patriarchatu, lansowania feminizmu i każdej odmiany płciowego szowinizmu która nie jest męskim, oraz propagowania szeroko rozumianej tolerancji, na testosteronowców nie ma widać zbytu. Dobrze że przynajmniej nie są niepoprawni politycznie.
Gorzej, że sprawa dotyczy nie tylko aktorów pci menskiej z holiłuda. Gdzieś się zapodziali etatowi wariaci amerykańskiej popkultury, ci autentyczni, zamiast nich mamy żenujących naturszczyków podlansowanych (i czujących się gwiazdami) dzięki reality shows. Bida.
Jojczę i jojczę, bo przeczytałem właśnie biografię Bukowskiego. "Charles Bukowski. W ramionach szalonego życia." to kniżka co wyszła u nas już jakiś czas temu, ale powinna zadowolić każdego, komu - tak jak mnie - brakuje ostatnio indywidualności. Nie jarają mnie laski, śpiewające o tym że dymają Matta Damona. Czy tam Afflecka. Sasha Baron Cohen bywa zabawny, ale bez względu na to czy mnie bawi czy nie, nigdy mi nie przyszła ochota na zapoznanie się z jego życiorysem.
Co innego Buk. Gośc zostawił po sobie parę powieści, oraz niezliczoną ilość innych tekstów - wierszy, opowiadań, listów, felietonów. Jako autor koncentrował się na opisywaniu swojej rzeczywistości, co oznaczało że zwykle ograniczał się do pisania o chlaniu, pisaniu, kobietach i wyścigach konnych (jakoś chyba właśnie w tej kolejności). Jak sam twierdził - 93% tego co pisał, to prawda o nim samym, o życiu ludzi z marginesu, pijaków, bezrobotnych. Oderwanych od świata, outsiderów, którzy nie godzą się na zastany porządek świata. Wolą się obijać i upijać do nieprzytomności, ruchając się wtedy, kiedy tylko mogą (jest z kim, a hydaraulika nie odmawia posłuszeństwa). I pisać. I obstawiać konie.
Bukowski był obrazoburcą, prowokatorem, ale i ściemniaczem . Spora część tego, co upychał do swych pseudobiograficznych opowiadań, to zwykły kit, którego nie szczędził też swoim znajomym w życiu prywatnym.
I właśnie rolę filtra, oddzielającego 'mit Bukowskiego', który z zapałem tworzył główny zainteresowany, od prawdy, pełni wspomniana przeze mnie przed chwilą biografia. Buk to typ o barwnym życiorysie. Od dziecka miał problemy ze zdrowiem, ojciec go maltretował, sam dużo chlał, wiele razy lądował w pudle (głównie jakieś bzdetne powody), klepał biedę, podróżował, żył w jakichś dziurach, poznawał innych pijaków, bił się z kolesiami w zaułkach. Nie lubił blichtru, nadęcia, pięknych i bogatych. Jednak sam był pozerem, lubił robić z siebie większego twardziela, niż by mu na to pozwalał uchodowany przez lata brzuch.
Bukowski był też - jak można wywnioskować z jego tekstów - ciężkim skurwielem, i to cięższym niż może się wydawać. Potrafił być wredny na trzeźwo, ale jak się uchlał wyłaziło z niego bydlę. Co nie zmienia faktu, że był człowiekiem wrażliwym. Nie lubił jak zwierzęta cierpiały. Choć gardził niemal całą ludzkością. Był idolem hippisów, podpina się go pod pitników. Buka żenowali jedni i drudzy. Taki koleś-zasadzka. Sporo rzeczy w nim wydawało się ze sobą sprzecznych, jeszcze więcej kłóciło się z otaczającą go rzeczywistością.
Po lekturze biografii, czuję wyjątkowo silny związek tego popaprańca z Hunterem Thompsonem. Ten drugi niby też leciał na fali kultury dzieci-kwiatów. Zamiast zabijać się alkoholem, żarł wszelakie prochy, nie szczędząc sobie alku (Buk też eksperymentował z dragami, choć oficjalnie był przeciw). Bojkotował rzeczywistość, był przeciw temu co widział dookoła siebie. Starał się żyć na własnych zasadach. Wypłynął w podobnym okresie co Buk, na obu poznała się kontr-kultura. W końcu jego gonzo-dziennikarstwo, to coś o krok od "Zapisków starego świntucha" Buka - pseudobiograficznych felietonów, które autor lubł podbarwić fantazją, żeby uzyskać zamierzony efekt. Kurde. Nie tłumaczy ktoś biografi Raula Duke'a? Marceli? Enybady?
Cóż więc rzecz? Dziatki drogie, warto sięgnąć po tą książkę. Owszem, dużo lepiej by się ją czytało, gdyby napisał ją sam Bukowski. Ale i była by pewnie wtedy tak samo bliska rzeczywistości, jak jego opowiadania.
Geek corner
Po pierwsze, po przeczytaniu trzeciego wydanego u nas tomu Hellblazera miałem dwie refleksje. A) blazerowy cykl Ennisa coraz bardziej mnie zawodzi B) Constantine to Bukowski okultyzmu. Wszystkich wkurwia. Największe kuku robi własnym przyjaciołom. W kółko jara, dużo chleje. Zwykle wygląda, jakby go co przeżuło i wyżygało. Jest beszczelnym skurwlem, którego i tak ciężko nie polubić. Niczym Chinaskiego. Niczym Bukowskiego.
Po drugie - ziomował się z Crumbem, który ilustrował mu książki. Ej. Słaba rekomendacja? Jeśli czyta to ktoś, kto nie zetknął się z Bukowskim - musisz poznać Charlesa. Na początek polecam "Hollywood" - biograficzną (of coz) knige o tym, jak to nad scenariuszem dla Fabryki Snów pisał. Mniamości. A po zapoznaniu się z jego prozą, czy też poezją, zachęcam do biografii. Może nie szczególnie lotna, ale ze względu na barwnośc postaci i tak ciekawa. Bo takich modeli już nie produkują.
20 komentarzy:
Weź sobie na tubie zobacz filmy z Bukowskim. Są np. fragmenty z dokumentu Taylora Hackforda, jak żonę napierdalał i wyzwał ją od dziwek. Poza tym wywiady telewizyjne i inne różne.
Kolo był mistrzem! Zresztą moim nadal jest.
Ten wątek wyścigów też jest wspólny dla Bukowskiego i Thompsona.
@sztybor
Jakoś kurde trudno mi uznać kogoś, kto "napierdala żonę i wyzywa ją od dziwek" za mistrza. Co najwyżej za zajebistego felietonistę, ok.
Jest jeszcze Tom Wolfe, ale nic akurat jego nie czytałem.
@Mistrza pisarstwa i bezkompromisowości, nie napierdalania żony.
Zresztą to nie było napierdalanie typu zmasakrowana twarz itp., a coś trochę mniej patologicznego... Zresztą on i tak swoją ostatnią żonę - tę od napierdalania - bardzo kochał, a że był nadpobudliwy i lekko psychiczny, to wiesz... on wiedziała, że shit u niego happens.
no wiem o co kaman, jest o niej i tej akcji w książce. ponoć regularnie jej nie lał, raz mu się zdażyło, bo mu odjebało. z poprzednimi laskami/żonami też mu się zdażyło trzasnąć.
jak się żyje na krawędzi, to czasem zdarza się z niej spaść na tą drugą stronę kurde. nie to żebym to pochwalał.
Kaman o jutube, na którym coś sobie możesz obejrzeć.
no wiem o jaką sytuacjchodzi, bo o niej jest w bio, ale nie obejrzę bo nie mam akruat na tym kompie flesza, fięc nie oglądnę, wale jeden ty!
A teraz Ci każę?! No ludzie! Dramat!
kiedyś łyknąłem 2 książeczki Bukowskiego i w bibliotekach się skończyło. we wszystkich w warmińsko-mazurskim (mówił to ja - bibliotekarz) no i postanowiłem, że resztę sobie kupię. łehehehe... niech ktoś spróbuje dziś kupić w księgarni Bukowskiego. łatwiej znaleść złoto trzeciej rzeszy.
po pierwsze - fakt, dziś w empiku w ramach promocji kup 3 płać za 2 chciałem coś Buka. nie mieli nic. poza faktotum w MP3, ale to na drzewo.
po drugie - człowieku małej wiary, patrzaj na to:
http://merlin.pl/Charles-Bukowski_Charles-Bukowski/browse/search/1.html?offer=O&sort=rank&person=Charles+Bukowski&phrase=Charles+Bukowski
Wzywany odpowiadam, że nie ma dobrej bio Duke'a :) Są ksiązki Seymoura i McKeena, jest wspomnieniówka jego żony, ale to wszystko są typowe produkty zarobkowe, do zrobienia paru $ przy okazji wożenia się na znanym nazwisku. Dużo ciekawszy obraz Huntera wyskakuje z parotomowego wydania the Gonzo Letters, ale nie ma chętnych do wydania tego nawet w redakcyjnie okrojonym wyborze, zresztą na nic więcej Thompsona nie ma chętnych, a ja się nie będę przez następne parę lat kopał z końmi, tylko dlatego, żeby mieć w CV tłumaczenie dzieł zebranych,a dużo lepiej zarabiam na tłuczeniu wymóżdżonych kryminałow.:)
Also: w temacie żon, nic i tak nie przebije Dziadka Williama, który swojej urządził regularnego Wilhelma Tella. Co absolutnie pozostaje bez wpływu na fakt, że jest Mistrzem prześcigającym Buka i Huntera o parę długości.
po 'Hollywood" warto sobie obejrzeć "Ćmę Barową", bo to o tym filmie ta kniga ;] no i 'bitników' a nie 'pitników', że się tak przyczepię literówy ;)
"podpina się go pod pitników" - dobra freudowska pomyłka. Faktycznie raczej pitnik niż bitnik był z Buka. Zresztą z tego co wiem, to on się bronił przed takim podpinaniem.
Dziwnym nie jest, bo chyba beat nie bywał nielubiany w tamtych czasach. Kojarzę, że jakiegoś malarza hamerykańskiego (nie pomnę nazwiska) wyjebano z klubu surrealistów za to, że zadawał się z bitnikami, "tymi pretensjonalnymi młodymi ludźmi".
no buk sie od bitników odcinał zaiste. bo to geje były częściowo, a on gardził oczywiście.
@Marcel - Dziadek William? Nie Wharton chyba?
Przepraszam, to w końcu mowa o "hollywoodzkim" czy "światowym" kinie? Bo to jednak dwie zupełnie różne rzeczy.
to teraz ja się pogubiłem. "Ćma" jest hollywoodzka ale nie światowa, czy na odwrót?
@ Dziadek William? Nie Wharton chyba?
fcuk, tylko jeden pisarz zasługuje na takie pełne szacunku i nabożnej trwogi określenie - Burroughs
sorry za cross-dressing. to wyżej to ja, jako moją żona :)
mam zaległości z minionych dwóch dekad życia. Burroughs jest na mojej liście jakoś po Kerouacu. i po Bondach. po Kojiki, Odysei i paru innych :/
nie no Keruaca odstaw, to się czyta, jak się ma 15/16 lat, bo jeszcze wtedy rozum jest miękki i da sie gościowi uwierzyć, że był trv hardkore, potem jednak dociera, że to smętna buddyjska cipa, jak Hesse, w dodatku z misją
kman. ja nie chcę mu wierzyć, ja chcę to przeczytać.
Prześlij komentarz