poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Fatale #2 - kultyści na celuloidzie

Poprzedni tom serii przedstawił dość drastyczne wydarzenia rozgrywające się wśród policjantów, dziennikarzy i okultystów w powojennych Stanach Zjednoczonych. Tytułowa bohaterka, dotknięta klątwą rzeczonej fatalności, gubi tropy nadnaturalnych oprawców i ucieka pogoni. Tyle przynajmniej wynika z rękopisów, które znalazł w czasach współczesnych Niocolas Lash. On też nie znajduje żądnych tropów po Jo.

"Diabelski interes" to dalsze współczesne poszukiwania pogrążającego się w obsesji Lasha. To także kolejny etap retrospektywnie opowiedzianej wędrówki Fatale. Znalazła bezpieczny azyl w luksusowej dzielnicy Los Angeles, do lat 70-tych żyjąc sobie dzięki wyrzeczeniom w spokoju, unikając kontaktu ze światem zewnętrznym, a co za tym idzie z głupiejącymi na jej punkcie mężczyznami. Fatum ma jednak to do siebie, że omijane potrafi wziąć większy zamach i uderzyć ze zdwojoną siłą, na odlew. Tak jest też tym razem.

Jest kalifornijsko. Głównym bohaterem jest mało obiecujący aktor, który lepiej ma ogarnięty hollowoodzki survival, niż wymagane w jego zawodzie umiejętności. Co krok, to jakaś mniejsza lub większa gwiazda, wszyscy pamiętają wciąż dokonania rodziny Mansona, branżowe imprezy toną w kokainowym pyle, a pod powłoczką rozpasanego dobrobytu w mroku czai się nihilizm i te same koszmary co parę dekad wcześniej. Sekta w dalszym ciągu wyciąga ramiona w stronę kolejnych członków, którzy mogą zapewnić jej wpływy, ale wszystko to i tak jest igraszką przy pragnieniu dopadnięcia Josephine, które męczy jej guru.

Słoneczne Los Angeles z lat 70-tych ma dużo mniej duszny klimat niż miało to miejsce w poprzednim tomie. Brubaker rzuca też więcej światła na Jo, nadając jej głębi, pokazując że ma sumienie, a klątwa którą została obciążona to dla niej nie tylko użyteczne narzędzie, ale i ciężar. W dalszym ciągu kultyści traktowani są jako główne zagrożenie, ale ich motywacja pozostaje nieco mętna, co pewnie się lekko zmieni w retrospektywnym tomie trzecim. Rysunek dalej elegancki i bez zarzutu, chropowate tuszowanie nadaje mu dwuznacznego charakteru. Równie dobrze spisują się nadal kolory. Solidna robota, dobrze napisana, świetnie zilustrowana i ładnie utrzymująca równowagę pomiędzy słowem a obrazem, no i klimatyczna.

Po petardzie, jaką był dla mnie tom pierwszy, spodziewałem się nieco więcej, Brubaker nie spieszy się jednak. Opowiada więcej o głównej bohaterce, podkręca klimat zagrożenia ze strony lovecfrafciańskiej sekty, wtłacza ramy swojej opowieści w lata 70-te, już nie tak optymistyczne i wesołe jak epoka Dzieci Kwiatów. Czuję niedosyt, czyli znowu mogę stwierdzić że będę wyczekiwać kontynuacji z niecierpliwością.

Brak komentarzy: