niedziela, 11 lipca 2010

Jestem stary i zblazowany. Coraz bardziej.

I coraz mniej jarają mnie polskie komiksy widać. Tylko jęczę i utyskuję. Rzadko się jaram. Jęczę że to nie to co kiedyś, że Miller, że Thorgale i takie tam. Można mnie w gablotce postawić i się ze mnie śmiać. Co nie zmienia faktu że wziąłem na warsztat polskie premiery Kultury Gniewu. Wessałem. Strafiłem. I nic. Nie czuję się ani trochę wewnętrznie bogatszy, tylko czuję że mi czasu nieco uciekło. Inni się jarają mniej lub bardziej. A ja jęcze. Oto dlaczego.

Kapitan Sheer - jakoś nigdy nie przepadałem za tym cyklem. Jednoplanszowy format powodował że zanim dostroiłem się do fal mózgowych szczutów nie mówiących nic, choć mówią o wszystkim, plansza się kończyła. Cóż ma mi do zaoferowania pełen tomik? To samo, tylko że przez parędziesiąt stron. W pełni zgadzam się z recenzją Pstrąga z Komiksomanii - zamiast intelektualnych głębi są mielizny. Od siebie dodam tylko nadętą parabolę, że z treścią rozważań szczurków jest jak z tym czym zajmują się w trakcie komiksu, czyli z podróżą morską. Ślizgają się po wierzchu. I podobnie mam wrażenie prześlizgnęli się Kolec z Robem. Zrobienie planszy na wzór pomieszanych puzzli nie jest jakoś dla mnie niczym więcej jak grą formalną która ze sobą wiele nie niesie. Podobnie plansza z labiryntem. Z co drugiej strony zawiewa pretensjonalnością, na przemian z licealnym emo (serce mam puste, i nikt już się szczerze nie uśmiecha, ach, gdzież są moje żyletki?). Szacun dla Kolca za kresję, bo gość ma w łapie petardę, jak poćwiczy skilla to petarda urośnie do rozmiaru dynamitu. No i drugi szacun za galerię. Dla galerników.

Siedem tygodni - podobnie jak poprzednio, ale zamiast metaforycznych szczurów które uosabiają zamęczonego współczesnego człowieka (lol) mamy po prostu umęczonego człowieczka. Który boryka się z rodziną, pracą, kolegami, psychoterapeutą, samym sobą. Znowu takie z lekka emo, momentami pretensjonalne, tylko że tematy jakby bliższe rzeczywistości, jak i doświadczenie życiowe dotyczące samoudręczenia wykraczające poza to jakie można nabyć w ogólniaku. Całość jednak jakaś taka... KRLowa. Ale bez tego pazura. Strona 50-ta to Kaerelek w czystej postaci, ale z gorszą płentą. Ponownie - szacun za rysunek, jakoś mi tak trondheimowym Alieenem podśmiardujący.

Wartości rodzinne #4 - czyli Śledź w końcu dociągnął do końca swoich Simpsonów. Chciał taką serię spłodzić, to mu się udało, acz jakoś do mnie nie trafiła. Wolę Osiedle, wolę Na szybko spisane, a to mi jakoś nie ten. No hm. No nie robiło bardzo. I finał mi tak też jeszcze mniej robi, bo zdążyłem zapomnieć o co cho. Śledź to klasa, poniżej poziomu pewnego nie schodzi, ale zdaża mu się wchodzić na dużo wyższy niż tu. Swoją drogą czwarty zeszyt to najmocniejszy akcent całej serii - czarno-białe dynamiczne kadry catfighta z finału. Ta konwencja robi mi dobrze. Łudzę się nadzieją że Śledziowi kiedyś się zachce, i wydusi w końcu Parisha. To by mnie jarało dużo bardziej niż pseudostereotypowa rodzinna i Pan Dżej. A - drugi mocny akcent to plakat-zapowiedź spinoffa Tucholskiego Patrolu. Liczę na to że kiedyś coś z tego wyniknie, bo trzecioplanowe leśne głupki były dla mnie najmocniejszym akcentem serii. Zabawniejszym niż pseudostereotypowa rodzina. Ciekawszym niż Pan J.

21 komentarzy:

hds pisze...

Zatem takich starych, zrzędzących ramoli jest już dwóch ;)

adler pisze...

dopiszcie mnie do listy.

Gonzo pisze...

może założymy jakiś klub. apropo. nie widział ktoś może mojej trąbki do słuchania?

Mr. Herring pisze...

Tak, tak:

Nigdy papieros nie będzie tak smaczny,
a wódka taka zimna, pożywna.
Nigdy nie będzie tak ślicznych dziewczyn.
Nigdy nie będzie tak pysznych ciastek.

Dziady jedne. Wypróżnić się porządnie, odespać i dostać w pysk od zagadanej po pijaku laski z innej ligi i od razu wróci życia chęć.

Albo po prostu zjarać tłustego bata.

adler pisze...

widziałem Twoją trąbkę:
http://flavio.co.za/Flavio/flavio_2010_wuwuzela_SA.jpg

Śledziu, ja Cię proszę grzecznie i po koleżeńsku: weź mnie nie wkurwiaj. piszesz piosenki dla Czerwonych Gitar czy co? co następne, "już najwyższy czas zakochać się"? ktoś Ci dolał eteru do bawarki? spójrzże kurwa wokoło, świat jest wielką kulą gówna, a Ty mi wyskakujesz z tekstami z tiktaka.

Mr. Herring pisze...

@"świat jest wielką kulą gówna"

Żuczek się zmęczył?

kaerel pisze...

@"świat jest wielką kulą gówna"

ależ to nic nowego. sztuką jest się w tym gównie odnaleźć. co kurwa... przychodzi ciężko. ale jak się CZASAMI uda to można otwierać TEGO większego szampana.

adler pisze...

żuczek może zapierdalać jak mały parowozik, ale co z tego? kulka nadal jest z gówna.

kaerel pisze...

ale kurwa poleciałem..... w sumie - poleciałem tak jak chciałbym, żeby było. i tego się niestety jedynego mogę trzymać. bo jak to puści.... to chuj wielki. muszę sobie to wmawiać. i wmawiam. jak jebaną mantrę. do usrania. aż zadziała. jak samo spełniająca się przepowiednia.

Mr. Herring pisze...

Robert, wszyscy zapierdalamy i ogólnie chuja z tego mamy, oprócz rozjebanego kośćca. Ale nie ze wszystkich czyni to buca.

adler pisze...

ze mnie najwyraźniej tak. sory, nie jaram blantów nie wyluzowuję się przy browarku i nie zaczepiam lasek tylko dlatego że nie chcę, to nie ma nic wspólnego z robieniem przez całą dobę swojego kawałka wielkiej światowej kupy.

Piotr Nowacki pisze...

Gonzo, nie czytaj już moze komiksów, bo Ty już chyba wszystko widziałeś i nic nie jest w stanie Ciebie zaskoczyć czy zachwycić. I nie piszę tego z ironią, tylko zupełnie serio. Ja na przykład przy każdym z tych komiksów miło spędziłem czas. Ale to pewnie trochę wynika z tego, że nie przewaliłem takich ton komiksów jak Ty i coś mnie tam zawsze jest w stanie zaskoczyć, rozśmieszyć i zachwycić.

Piotr Nowacki pisze...

Możliwe też, że jestem po prostu wioskowym gupkiem, który cieszy się z byle czego. Ale dobrze mi z tym. Emo dziad cierpiący za miliony to nie jest fajna opcja.

Gonzo pisze...

ty no ja sie takim mofo co to wszystkie komiksy pozjadał nie czuję. acz fakt że ostatnio mam tego przesyt, zaległości i nie mogę się zabrać do nadrobienia.

a rzeczone dzieła (poza śledziowym) właśnie temu mnie chyba nie ruszyły że to takie jęczenie emodziadków, z których jeden ma lat 19cie. jestem ostatnio zbyt do świata nastawiony by się wkręcić w plansze typu jest mi źle, ludzie kłamią, prawdziwa miłość nie istnieje, whateva.

inna rzecz że gram, gram i gram i nie mam dość, chcę perkusji do guitar hero, chcę wii i chcę MOVE na Ps3. i Kinecta. i kieszonkowych minigierek od Nintendo. blargh.

luz, na półeczce czai się Tom Strong Moore'a. jak zjem to pewnie znowu zajaram się komiksami.

Piotr Nowacki pisze...

No ja trochę inaczej odebrałem te komiksy. Fakt, że w szczurach jest trochę nastoletniego filozowania, ale jeśli lekko przymknąć na to oko, to jest sympatyczna i raczej utrzymana w tonie pozytywu rzecz.

A w "Siedmiu tygodniach" to ja w ogóle nie widzę emo, tylko stylowo pociśnięte, często bardzo zabawne paski.

WR natomiast wchodzi mi gładko jako historyjka, która toczy się jak bozia nakazała, bez zgrzytów, z bandą ciekawych bohaterów, fajnymi dodatkami w postaci fakowych reklam na okładkach i e-pizodami w sieci. Dobrze robi lektura wszystkich zeszytów ciurkiem.
Ale ja nie nazywam WR polskimi Simpsonami (choć wiem, że sam Śledziu chyba tak mówił o tej serii), bo ja Simpsonów to może ze 3 odcinki widziałem, więc nie mam porównania.

Gonzo pisze...

że tygodnie stylowo pociśnięte to racja. i tyle.

a Wartości też zaiste mnie otoczką ujmowały. gorzej że otoczka wyszła dla mnie ciekawiej i bardziej ujmująco niż perypetie niewydarzonego wąsacza i jego familii.

Mr. Herring pisze...

Gonz, ty ogólnie dobrze rozczytałeś tę serię, która już w założeniach nie miała być wybitna i w ogóle zero aspiracji do bycia dziełem sztuki.

WR to czytadełko. Takie, którego cholernie brakuje na naszym rynku i których w gruncie rzeczy powinno być najwięcej. O to się niby postuluje od lat. Letko i mamie można dać do poczytania. Bez "kurw" itp. Klasycznie. Nawet przy kadrowaniu założyłem sobie, że będzie bez fajerwerków, aby każdy kto nie miał wcześniej (lub bardzo, bardzo rzadko) styczności z komiksem nie zgubił się w narracji i sekwencjach.

I bez jakiegoś uporczywego odnoszenia się do popa. Szczerze mówiąc, już mnie absolutnie męczą te historie, w których autor stara się pokazać ile to filmów nie oglądał, w ile to gier nie zagrał. Jasne i w WR trafi się delikatny pastisz King Konga, ale wszyscy wiemy jak daleko jest gigantyczna małpa od głównego nurtu w tym momencie.

I nie mam też na myśli komiksu czystego gatunkowo, bo w WR jest komedia, jest sensacja i nawet coś w rodzaju thrillera:) Ale na delikatności, finezyjnie.

I może to ciebie tak "męczy" - finezja. Teraz tak już jest, że jak nie przypierdolisz, to będzie meh. WR nie są od przypierdalania.

Ale co ja tam... Powinienem być ostatnią osobą, która o swoich rzeczach pisze:)

Gonzo pisze...

ależ mnie WR nie męczą. mnie one po prostu dobrze nie robią. acz Tucholski mi robił dobrze. na niekonwencjonalną konwencjonalną rodzinę celującą w główny nurt jestem widać zbyt hipsterski.

a z tą finezją to sobie już sam słodzisz. a to nie wypada. no chyba że ktoś jest Alfą i Pmegą polskiego komiksu. Ach! Przepraszam! TO TY!!!

nie głaszcz się po brzuszku, tylko ciśnij Parisha, łajzo.

Gonzo pisze...

i OMEGĄ. for fucks sake.

Mr. Herring pisze...

Chuja tam słodzę, tylko wiem co i z jakimi założeniami narysowałem. Also: fakof.

Parish to opcja nie na polski rynek. Zacznę go pod koniec 2010 ciskać. First things first, czyli trzecie NSS i fuchy, żeby na chleb było.

Gonzo pisze...

http://www.youtube.com/watch?v=0UJ9Ggs3Dkk