czwartek, 28 maja 2015

Avengers: Czas Ultrona

Zwlekałem z wybraniem się do kina, bo po reakcjach czułem w kościach że nie będzie to to, na co liczyłem. W końcu Ultron to postać wyciągnięta bodajże z 60-tiesów, niedzisiejsza, do tego jęki że coś nie bardzo, no miałem wątpliwości. Poszedłem. I wyszło że faktycznie mogłem poczekać na edycję DVD, bo brakowało mi opcji wyjścia do kuchni, zerkania jednym okiem, a jednocześnie zrobienia sobie kanapki i zaparzenia herbaty jak oni pierniczą tam o niczym konkretnym.

Głównym problemem tego filmu jest dla mnie chyba że to nie spójna całość z plusami i minusami. To zlepek plusów i minusów ktore niekoniecznie całość tworzą. Odpuszczę sobie więce blogową pararecenzję, robimy wyliczankę. Sory, Joss, chciałeś to masz.

Minusy:
- to nie fabuła, to ciąg scen, łączących się z totalnie pozbawionymi znaczenia zmianami miejsca akcji, które mają tylko prowadzić do kolejnych napierdalanek;
- te sceny są po prostu nudne;
- gdzieś uleciał urok części poprzedniej (albo Maciej Pałka miał rację - po prostu go nie było);
- zamiast zobaczyć team bohaterów, oglądamy sceny gdzie każdy po kolei ma swoje 2 minuty, w scenach gadanych oni nie rozmawiają między sobą, oni po kolei mówią co teraz będzie się dalej działo, to odpowiednik raczej komiksowych tekstów w ramce niż dialogów;
- poczucie humoru i autodystans jakoś tak uleciał, razem z urokiem;
- sceny walki w sumie nużą;
- łopatologiczne nadawanie namiastki charakteru i indywidualizmu Hawkeye'owi (skoro Iron Man to inteligencja, Kapitan to odwaga, plepleple, TO DAJMY MU SERCE! NIECH MA RODZINĘ!!! NIECH BĘDZIE LUDZKIM NIESUPERBOHAEREM!!!), nie tylko odchodzące od komiksowego pierwowzoru, ale i robiące to dużo gorzej. Na papierze mamy gościa, może bez rodziny, ale nadrabiającego brak mocy charakterem. Mogą mu wpierdolić, mogą go próbować zniszczyć, on znowu powstanie i powie 'nie!'. Charakter. A tu, paradoksalnie, chcieli mu nadać charakteru, nadali mu jakąś płytką niby głębię emocjonalną, i hm, no nic z tego nie wynika poza dodatkowym rozmemłaniem tej postaci;
- spory problem filmu, który może się przekładać na to jak go odebrałem: nie ma postaci, na której by się zaczepiała narracja, mamy bohatera kolektywnego, narracja skacze po kolejnych postaciach z których każda ma takie samo, czyli żadne znaczenie, trudno się tym przejąć w efekcie i otrzymujemy dramatyzm na poziomie reklam szamponów dla psów;
- Scarlet Witch jest po prostu żadna.

Plusy:
- za to Quicksilver jako ukraiński dresiarz jest całkiem fajny, choć daleko mu do tego z ostatnich X-Menów;
- efekty, ale wiadomo, nie robi się takich filmów bez efektów;
- jeden (DOSŁOWNIE JEDEN) skuteczy żart, za to powracający (kto wie ten wie - związany z jednym z atrybutów superherosów)
- Paul Bettany, nieszczęsny koleżka który ponoć podpisał kontrakt na pierwszy film dla Marvela nie wiedząc nawet w jakim filmie zagra, a który po raz pierwszy (powiedzmy) może pokazać swoją twarz (BTW ciekawe czy marvelowscy bossowie od razu mieli na niego taki a nie inny pomysł?)
- znakomicie rozegrany wątek Pięknej i Bestii, gdzie nie wiadomo nie tylko które jest którym, ale dodatkowo - w którym momencie. Jeden z najlepszych patentów na wątek romantyczny od czasu starych Gwiezdnych Wojen jak dla mnie, szkoda że z racji specyfiki filmu (i wielości bohaterów) nie mogło to bardziej wybrzmieć;
- fajne wybrnięcie z problemu z kilkoma równoważnymi postaciami na koniec - nowy skład Avengersów, i Kapitan który mówi prawie 'assemble', ale mu to uroczo wycinają w montażu;
- fajny wątek genesis Czarnej Wdowy, fajny w podobny sposób co origin Wolverina, i z podobnych powodów fajny - bo nie mówią za dużo, tak samo fajny jest fakt że mamy furtkę na serial albo pełen metraż (w końcu), może nawet z Nickiem Furym (yay!), oby nie z agentami SHIELD (NAY!);
- momentami ujęcia z powietrza przypominające Firefly - kamera z powietrzam, trzęsąca się jak z helikopetera rzucanego podmuchami powietrza, no każde skojarzenie z Firefly na propsie.

Jak to kiedyś powiedział Lech Wałęsa: chodzi o to, by plusy ujemne nie przesłoniły plusów dodatnich, tylko że tutaj to nie działa. To nie tabelka w arkuszu kalkulacyjnym. To nie licytacja czy więcej tego czy tamtego. Co z tego, że mogę wskazać sporo zalet tego filmu, jak całość mnie nudziła?

W efekcie zawód. Niby to co miałem w pierwszej odsłonie Avengersów, ale tak jak wtedy koncept 'bierzemy bohaterów Marvela, i niech napierdalają' mi wystarczył, tak powtórka w tej samej formule już mi nie robi, albo faktycznie zrobiono to już z mniejszym polotem. Na Strażnikach Galaktyki się bawiłem nieporównywalnie lepiej.

Czas Ultrona to nie jest zły film. Wiadomix że każdy nerd i geek musi go zobaczyć, tylko że to jest takie meh, 4/6, jakieś oczko wyżej od ostatnich Szybkich i wściekłych. Czy jednak warto iść do kina?Jednak mi szkoda, że nie odpaliłem w domu, w trakcie męczących scen dialogowych które niewiele wnoszą zrobił bym sobie tę kanapkę, albo cokolwiek. A tak mogłem tylko skoczyć do toalety, zastanawiając się czy mnie coś spektakularnego nie ominie. Dodam tylko że nic mnie nie ominęło.

PS. Niektórzy mają tendencję do chwalenia się że mają o tym notkę, ja mam o tym audycję: o sztucznej inteligencji w kulturze popularnej rozmawialiśmy z naszymi gośćmi o tu, i jestem przekonany że audycja wyszła lepiej niż nowi Avengersi. Klikajcie.

Brak komentarzy: